wtorek, 1 marca 2016

Ostatni post

Nie było mnie tu już jakiś czas. Chciałem zniknąć stąd z klasą angielskiego dżentelmena, czyli bez pożegnania. Ale chyba nie da się tak łatwo. Więc w końcu odpaliłem kompa. Zalogowałem się. Piszę. 

Na początku stycznia ogarnąłem swoje cztery litery. Wyrzuciłem wszystkie niepotrzebne mi rzeczy. Ubrania, w których już dawno nie chodziłem, ale trzymałem z czystego sentymentu (sweter z Woodstocku, Bundeswehra, sprane koszulki z logo ulubionego zespołu, i inne) zaniosłem do kontenera PCK. Podarłem zbędne dokumenty, stare notatki czy umowy. Nazbierało się jakieś pięć worków na śmieci. Nie wiedziałem, że taki ze mnie chomik. 

Rzeczy niezbędne upchałem do plecaka. Wszystkie książki popakowałem do kartonów. Gitara wylądowała w pokrowcu. Zgarnąłem cały ten majdan i zapakowałem w samochód. Zamknąłem za sobą drzwi. Klucze od Kinowej Straße zdałem w ręce właścicielki. Niemal bez oglądania się za siebie wsiadłem do auta, i opuściłem (mam nadzieję, że raz na zawsze) Wielkie Miasto Warszawa. 

Przez ten czas zaglądałem tu tylko sporadycznie. Z wybrednością wybierałem spontanicznie jakiś stary post. By przeanalizować, odświeżyć sobie pamięć, do czegoś wrócić. Ale im więcej czytałem, tym coraz mocniej zdawałem sobie sprawę... że nie mam do czego wracać. Ani o czym tu pisać.

Zmieniłem się- tak mocno, jak zmieniło się moje otoczenie, ludzie, czy sprawy, które rzeczywiście są dla mnie teraz istotne. Nie jestem obecnie tą samą osobą, która przez te pięć lat wylewała na tym portalu swoje żale, niepowodzenia, troski, obawy, czy poglądy. Nie mam już żalu. Niepowodzenia doprowadziły mnie do momentu, w którym zacząłem się na nich uczyć. Przestałem się bać. Życia, oczekiwań, presji. A moje poglądy... chyba nikogo właściwie nie muszą już interesować. Co ja jestem, Gandhi? 

                                                                       Żegnaj, Warszawo. (Ty stara, brzydka kurwo).

Tak czy inaczej, dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali- jakby nie patrzeć wyświetlają mi się statystyki i widzę, że mimo iż nie publikowałem tu niczego od miesięcy- blog nadal "żyje" (chyba już własnym życiem). Jeśli zaglądacie- przestańcie. Stwórzcie swoją własną rzeczywistość. Bez strachu, narzekania, żalu, ran. Pełną odwagi, otwartości, szczerości i miłości. Bo tylko to ma największy sens. 

Jeśli coś, zapraszam o tu: http://parabolis.blogspot.com/ Tutaj tworzę teraz obrazy i emocje. Bez zbędnego narzekania. Subskrybujcie, rozpowszechniajcie- jeśli chcecie. Będzie mi niezwykle miło. 

Over and out. ŻEGNAM. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz