niedziela, 23 października 2011

There's magic everywhere


Całe piękno życia zawiera się w szczegółach. To łapanie tych drobnych, małych momentów- tak ulotnych i czasem może zbyt krótkich, a jednak odróżniających to, co cenne i wyjątkowe od szarej prozy codzienności.



Nasycam się minutami, zanurzam w detalach oraz kolekcjonuję chwile, spojrzenia, uśmiechy i zapachy. Łapię się, że obserwuję wszystko jakby zupełnie na nowo. To taki świat „małych odkryć”- ciche opowieści o tym, jak rozczesywane dłonią włosy przeplatają się między palcami; liczenie sennych, głębokich oddechów, smak porannej kawy w niedzielę, kanapki z paprykarzem sojowym…

Tonę w magii. W ciszy popołudnia, gdy zasypiasz na filmie w moich ramionach, obok wyleguje się leniwie Kot, a ja czuję się totalnie spokojny i szczęśliwy. Tak, że niczego więcej mi nie brakuje...

Przypomniał mi się dziś fragment „Szczęścia rodzinnego” Lwa Tołstoja. „Przeżyłem wiele, ale myślę, że teraz już wiem, czego trzeba do szczęścia. Ciche, spokojne życie na wsi, bycie w miarę możności użytecznym dla ludu, któremu łatwo dogodzić i który nie jest tego zwyczajny; dalej praca, która- miejmy nadzieję- będzie w jakiś sposób potrzebna; potem reszta, przyroda, książki, muzyka, miłość bliźniego- taka jest moja wizja szczęścia. A potem, na dodatek, Ty jako partnerka, może dzieci- czego więcej może ludzkie serce pragnąć?

Miłość istnieje. Nie szukaj jej tylko- sama cię znajdzie…   


środa, 19 października 2011

Dziwny dzień...


Miałem dziś sporo szczęścia. Wracałem po pracy do domu tramwajem- okolice godziny 18, ludzki tłok i ścisk, do tego telefon komórkowy w łapie… Rozmowa się skończyła, wsunąłem więc aparat do kieszeni, położyłem rękę na uchwycie poręczy… I w tej dokładnie sekundzie pod koła rozpędzonego tramwaju wjechało osobowe auto… Trzask, szarpnięcie, pisk hamulców. Kobieta stojąca obok mnie przeleciała chyba przez pół wagonu. Gdyby nie jakieś ułamki chwili- ja zrobiłbym dokładnie to samo.

Trudno mi oprzeć się po tego typu przygodach pewnym myślom… że jest jakaś dziwna siła, okruch opiekuńczej intuicji losu, która chroni mnie przed złem tego świata. Aniołem stróżem z ręki Boga bym tego nie nazwał… ale jednak chyba COŚ w tym jest… Być może.

Drażni mnie ostatnio poczucie braku kontroli nad czasem. Dni i godziny mijają mi potwornie szybko. Spoglądam na zegarek… a 20 minut później okazuje się, że minęły dwie godziny. Znacie to skądś?

Muszę się ogarnąć, jakoś lepiej organizować sobie wolny czas (którego i tak mi brakuje na wszystko, co chciałbym zrobić). Trzeba skończyć z marnowaniem go na rzecz tych drobnych bzdur i pierdół- portali społecznościowych, stron ukochanych zespołów, i innych…

To był dziwny dzień. Może jutro będzie lepiej?



niedziela, 16 października 2011

"Mniejszego zła" drobny ciąg dalszy...





Na dobitkę do poprzedniego wpisu: coś zupełnie nie mojego, wyszperanego w sieci. Krótko, zwięźle i oczywiście na temat- jedziemy z cytatem:

"Przykazania prawdziwego polaka:
- nie choruj
- nie starzej się
- nie miej wypadków
- umrzyj szybko i młodo

Państwo będzie ci wdzięczne.
W innym wypadku będzie cię dymać do usranej śmierci... bo?

Rkc... bo pomóc nie potrafi".
                                                       by 3nsk, http://ddinfdcnitsflow.blog.onet.pl/

A już zaczynałem się bać, że jestem w moich poglądach polityczno- ustrojowych lekko osamotniony... Nie wierzę skurwysynom. Koniec, kropka. Blog kolegi 3nsk oczywiście po znajomości gorąco polecam.

wtorek, 11 października 2011

"Mniejsze zło"




Uwielbiam okres przedwyborczy. Nie ma to jak masowe bombardowanko za pomocą  billboardów, ulotek i plakatów, z których znów patrzą na mnie mordy znane oraz zupełnie nieznane. I kolejny raz to samo: cudowne hasła o poprawie stanu Rzeczypospolitej, dobrobycie, zniwelowaniu bezrobocia, ulgach, obniżeniu podatków, etc., etc…

Słowem- pięknie jest (a NA PEWNO będzie!), aż łapki zacieram kiedy pomyślę o tym, jak bardzo moje życie zmieni się na lepsze- jeśli tylko oddam swój głos…



No właśnie- samo dokonanie wyboru to również część propagandy. „Nie głosowałeś- nie narzekaj!”; „Głosowałeś (cóż- jeśli źle…) to trudno…” Moim skromnym zdaniem- żadna z wyżej wymienionych powinności obywatelskich i tak nie jest tutaj rozwiązaniem. Polska polityka pod lupą wygląda opłakanie: mieliśmy transformację ustrojową, przybyło kilka latek- a i tak sezon w sezon głosujemy na te same zakazane mordy. Zmieniły się jedynie nazwy partii. Hasła i slogany te same, kolejne obietnice jak zwykle bez pokrycia, a teatr idiotów bawi się w najlepsze- bo przecież znów dopchali się do koryta i ładują sobie kieszenie forsą do pełna…

Czasem nie mogę już tego zrozumieć… My- jako naród- chyba naprawdę nie umiemy się uczyć przez doświadczenie, lub wyciągać wniosków obserwując historię… Dalej dajemy się wodzić za nos i mamić tymi samymi obiecankami… Ale czego się spodziewać po polityce kraju, w którym jedyną opcją wyborczą jest po prostu (i wyłącznie) wybór tzw. „mniejszego zła”…

Może się narażę, ale powiem tak: szkoda, że samolot który rozbił się pod Smoleńskiem nie był na tyle duży, by pomieścić wszystkich tych fagasów w garniturkach z Wiejskiej… Żal, naprawdę. 



poniedziałek, 3 października 2011

Krótka lekcja o oswajaniu





Dostałem ostatnio w prezencie „Małego księcia”- książkę napisaną przez Antoine'a de Saint-Exupéry'ego. Nie muszę chyba streszczać głębiej tematu: każdy czytał tę pozycję jako lekturę obowiązkową w szkole podstawowej. Teoretycznie: książeczka dla dzieci. A tak naprawdę: rzecz mocno symboliczna, i zdecydowanie adresowana ku dorosłym, „poważnym ludziom”. 

Zacytuję dziś tutaj pewien fragment… bardzo bliski mojemu sercu. Być może trochę za długi, ale moim zdaniem ogromnie wart uwagi- przytoczę go w całości, bo tylko w takiej formie zawarty jest cały jego sens. Przeczytajcie:

„W końcu jednak zdarzyło się, że po długiej wędrówce poprzez piaski, skały i śniegi Mały Książę odkrył drogę. A drogi prowadzą zawsze do ludzi.
- Dzień dobry - powiedział.
Był w ogrodzie pełnym róż.
- Dzień dobry -  odpowiedziały róże.
Mały Książę przyjrzał się im. Bardzo były podobne do jego róży.
- Kim jesteście? - zapytał zdziwiony.
- Jesteśmy różami - odparły róże.
- Ach… -  westchnął Mały Książę.
I poczuł się bardzo nieszczęśliwy. Jego róża zapewniała go, że jest jedyna na świecie. A oto tu, w jednym ogrodzie, jest pięć tysięcy podobnych! (…) Później mówił sobie dalej: „Sądziłem, że posiadam jedyny na świecie kwiat, a w rzeczywistości mam zwykłą różę, jak wiele innych (…)”. I zapłakał, leżąc na trawie.

XXI

Wtedy pojawił się lis.
- Dzień dobry - powiedział lis.
- Dzień dobry -  odpowiedział grzecznie Mały Książę i obejrzał się, ale nic nie dostrzegł.
- Jestem tutaj - posłyszał głos - pod jabłonią!
- Ktoś ty? - spytał Mały Książę. - Jesteś bardzo ładny…
- Jestem lisem - odpowiedział lis.
- Chodź pobawić się ze mną - zaproponował Mały Książę. - Jestem taki smutny…
- Nie mogę bawić się z tobą -  odparł lis. – Nie jestem oswojony.
- Ach, przepraszam - powiedział Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: - Co to znaczy „oswojony”? (…)
- Jest to pojęcie zupełnie zapomniane -  powiedział lis. - „Oswoić” znaczy „stworzyć więzy”.
- Stworzyć więzy?
- Oczywiście – powiedział lis. -  Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty także mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.
- Zaczynam rozumieć – powiedział Mały Książę. – Jest jedna róża… zdaje mi się, że ona mnie oswoiła… (…)
- Nie ma rzeczy doskonałych – westchnął lis i zaraz powrócił do swojej myśli: - Życie jest jednostajne. Ja poluję na kury, ludzie polują na mnie. Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki – tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudowne. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu…
Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię… oswój mnie – powiedział.
- Bardzo chętnie – odpowiedział Mały Książę – lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.
- Poznaje się tylko to, co się oswoi – powiedział lis. – Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
- A jak to się robi? – spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej…
            Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.
- Lepiej jest przychodzić o tej samej godzinie. Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwać się naprzód, tym będę szczęśliwszy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony: poznam cenę szczęścia! A jeśli przyjdziesz nieoczekiwanie, nie będę mógł się przygotować… Potrzebny jest obrządek.
- Co znaczy „obrządek”? – spytał Mały Książę.
- To także coś całkiem zapomnianego – odpowiedział lis. – Dzięki obrządkowi pewien dzień wyróżnia się od innych, pewna godzina od innych godzin. (…)

W ten sposób Mały Książę oswoił lisa. A gdy godzina rozstania była bliska, lis powiedział:
- Ach, będę płakać!
- To twoja wina – odpowiedział Mały Książę – nie życzyłem ci nic złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił…
- Oczywiście – odparł lis.
- Ale będziesz płakać?
- Oczywiście.
- A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
- Zyskałem coś ze względu na kolor zboża – powiedział lis, a później dorzucił: - Idź jeszcze raz zobaczyć róże. Zrozumiesz wtedy, że twoja róża jest jedyna na świecie. Gdy przyjdziesz pożegnać się ze mną, zrobię Ci prezent z pewnej tajemnicy.

Mały Książę poszedł zobaczyć się z różami.
- Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej wartości – powiedział różom. – Nikt was nie oswoił i wy nie oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jaki był dawniej lis. Był zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.
Róże bardzo się zawstydziły.
- Jesteście piękne, lecz próżne – powiedział im jeszcze. – Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech, z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalań się, a czasem jej milczenia. Ponieważ… jest moją różą.

Powrócił do lisa.
- Żegnaj – powiedział.
- Żegnaj – odpowiedział lis. – A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu – powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
- Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu… - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie – rzekł lis. – Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za swoją różę.
- Jestem odpowiedzialny za moją różę… - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.”



Nam, dorosłym, wydaje się czasem, że pozjadaliśmy chyba wszystkie rozumy. A tymczasem tak wielu z nas czuje się w tej rzeczywistości totalnie zagubionymi, samotnymi i nieszczęśliwymi. Tak uparcie komplikujemy każdą rzecz wokół nas, zapominając, że pewne sprawy naprawdę są proste, klarowne i przejrzyste. Wystarczy jedynie zacząć to dostrzegać, a nie tylko omiatać wzrokiem.

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”… Taki jasny przekaz, a jednocześnie uniwersalna wartość i fenomenalny drogowskaz. Szkoda tylko, że w tym chaosie codzienności tak łatwo o tym zapominamy… By z prostych rzeczy nie robić intelektualnych labiryntów.