piątek, 8 lutego 2013

Wszystko płynie

Czwartek, godzina 19:30, pub o nazwie "Znajomi znajomych". Znacie? Do wczoraj ja też nie. Co do samego lokalu- trudno nie zarekomendować. Dwa dobrze wyposażone bary, dwa piętra (dla palących i tych nie), piwo na każdą kieszeń, ciekawa muzyka i do tego... sala kinowa. Tak więc każdy znajdzie tam coś dla siebie.

Mnie akurat ciągnęło do sali kinowej. Poszedłem tam wieczorem po pracy na projekcję filmu pt. "Wszystko płynie". Pojawiłem się na pół godziny przed rozpoczęciem seansu, zamówiłem więc piwo i usiadłem w drugim rzędzie (jeśli tak to można nazwać, gdyż rzędy stanowiły po prostu ciąg ustawionych kanap i różowych stolików). W salce było już kilka osób toczących spokojnie dyskusję na temat filmu: Pan Reżyser, Człowiek w Czerwonym Swetrze, Roztrzepany Kudłacz w Okularach (moje nadpobudliwe alter-ego?) oraz Starszy Jegomość w mocno podchmielonym stanie i staromodnej marynarce. Usiadłem i uruchomiłem ciąg myśli. Jeśli istnieją miejsca, w których można poczuć atmosferę kina oraz magię filmu- to na pewno nie należą do nich Multipleksy, Cinema Shitty czy inne masówki. Tego nie dadzą też żadne efekty trzyDE, ani nawet najlepiej uprażony popcorn. To specyfika miejsca, klimatu, przestrzeni i osobliwości. Na odbiór pewnych wrażeń składają się wszystkie bodźce: obraz, dźwięk, otoczenie, zapach. 

Ciasną przestrzeń powoli zaczęli wypełniać ludzie. Na tego typu seansach nie zobaczysz wytapetowanych blondyneczek z tipsami, śmiejących się do swego różowego telefonu (na szczęście dla nich- i tak by nie zrozumiały). Przychodzą ci spoza mainstreamu, poszukiwacze, pasjonaci. To widać gołym okiem. Arafatki, wyciągnięte swetry, wytarte spodnie... poczułem, że jestem u siebie, w swoim świecie i klimatach. Zgasły światła, zaczął się film. Zanurzyłem się w ciszy oraz komforcie mojej wygodnej kanapy. Po chwili dotarł do mnie piękny zapach perfum kobiety siedzącej naprzeciwko. To nic, że fragment ekranu zasłaniała mi bujna fryzura Roztrzepanego Kudłacza w Okularach- na takie rzeczy nie zwraca się uwagi, po prostu są to bodźce tworzące całą tą atmosferę. Sączyłem swoje piwo i dałem się porwać...



"Wszystko płynie"- obraz produkcji polskiej z roku 2011, kategoria mocno off'owa (co nie oznacza, że na minus- wręcz przeciwnie). Film ma jednego bohatera. Poznajemy go w momencie kiedy wsiada do starej, drewnianej łodzi (konstrukcja raczej archaiczna: podłużny kształt, wiosło flisackie, na rufie niewielki silnik motorowy) i odbija z jednego z warszawskich brzegów, by popłynąć z nurtem Wisły. Od razu można zauważyć, że jest to ucieczka: bohater ma problem, traumę- choć nie od razu poznajemy jaką. Wyprawa rzeką to jego próba zmierzenia się z tym. Po drodze napotyka różnych ludzi. Starych, doświadczonych życiowo i tęskniących za dawnymi czasami; oraz młodych- zobojętnionych, wyobcowanych. Sam mówi niewiele. Należy raczej do tych skrytych osób, które twardą powłoką ochraniają wrażliwe serce. Zwłaszcza teraz, gdy jego zostało złamane...

Więcej nie zdradzam. Po prostu warto ten film obejrzeć samemu. Klasyczne kino drogi (w tym przypadku raczej rzeki), piękna oprawa, wspaniałe krajobrazy, genialna ścieżka dźwiękowa. I jest w tym to "coś"- przekaz. Odpowiedź na problemy i zranioną duszę; wyzwanie, którego zawsze należy poszukiwać w samotności, blisko natury i w sytuacji, w której jesteśmy zdani tylko na własne siły. Tylko w takich momentach ujawnia się moc charakteru. 

Po obejrzeniu miałem w głowie myśl, że "Wszystko płynie" to taki polski odpowiednik "Into the wild". Istnieją podobieństwa: klimat oprawy muzycznej, motyw ucieczki od świata i problemów, podział filmu na rozdziały. Nic bardziej mylnego. Wiem, bo spytałem Pana Reżysera :)



wtorek, 5 lutego 2013

Katharsis

Katharsis (gr. oczyszczenie) - uwolnienie od cierpienia, odreagowanie zablokowanego napięcia, stłumionych emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń.

Mam nieodparte wrażenie, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni stycznia praktycznie codziennie doznaję czegoś na zasadzie buddyjskiego poglądu, gdzie prawo karmiczne przeplata się na wszystkich płaszczyznach z bieżącymi wydarzeniami. Każda doba to dosłownie kocioł skrajnie odmiennych doświadczeń, stanów i emocji. Słodko- gorzka symfonia życia. Nie ma w tym zupełnie żadnej regularności ani stabilności- przypomina mi to trochę losowanie dużego lotka: komorę pełną ponumerowanych piłeczek, gnanych na spotkanie przeznaczenia strumieniem sprężonego powietrza. 

Mimo całego tego dziwnego chaosu mam poczucie, jakby oczyszczała się w ten sposób atmosfera wokół mnie. Stąd takie niespodziewane i z pozoru nie układające się w rozsądną całość skrajności: od rzeczy radosnych, po budzące zwątpienie. I kiedy już zdarza się, że zaczynam nie rozumieć ludzi lub rzeczywistości, nagle obok pojawia się ktoś, dzięki komu pozbywam się złej energii, poczucia winy i niepewności. Pełne katharsis.

Ciekawie jest próbować być poniekąd obserwatorem swojego własnego życia. To jest trochę jak z oglądaniem filmu lub z czytaniem książki. Zdejmij własną skórę i stań na chwilę obok. Zatrzymaj czas, weź go w ręce jak zapisany fragment twardego dysku. Kiedy bawię się w myślach takim wyobrażeniem zauważam na przykład, że sprawy którymi martwiłem się jeszcze tydzień temu, dziś są już albo rozwiązane, albo nie mają najmniejszego znaczenia. 

To może infantylne, ale dla mnie takie "małe odkrycia" są dosyć istotne. Raz- bo dopada mnie niekiedy typowa polska przypadłość narodowa i bywam wtedy strasznym Narzekaczem. Narzekam i narzekam, wylewam swój mały jad na otaczającą mnie rzeczywistość, pluję się jak małe zwierzątko, nie mogące sobie poradzić z przeskoczeniem furtki do bycia zwyczajnie zadowolonym (walczę z tym oczywiście ile mogę). Dwa- zapominam. Niespodziewanie i po prostu, mała amnezja w pigułce na każdą porę dnia i nocy. Produkt uboczny rytmu życia Wielkiego Miasta. Pęd codzienności karmi się tym co mądre i piękne. Karmi się "małymi odkryciami". Tym, że patrzysz i zauważasz. W zamian wydala pot, zmęczenie i wyżej wspomniane luki pamięciowe.

Ostatnio staram się mieć oczy ciągle otwarte. Szukam drogowskazów i coraz mocniej uczę się ufać przestrzeni. Mam wrażenie, że jest ona nimi naszpikowana: ukrywa się w ludziach, filmach, książkach, teledyskach. Trzeba tylko używać zmysłów i pamiętać, że odkrycia zwykle opierają się na prostym przekazie.


                             Don't be afraid to be weak
                             Don't be too proud to be strong
                             Just look into your heart my friend
                             That will be the return to yourself
                             The return to innocence
 
                             If you want, then start to laugh
                             If you must, then start to cry
                             Be yourself don't hide
                             Just believe in destiny
 
                             Don't care what people say
                             Just follow your own way
                             Don't give up and use the chance
                             To return to innocence