sobota, 22 lutego 2014

"Nie oszukuj się! Nikt nic nie widzi!"

Tytułowy cytat to napis (motto?), jaki widniał na ścianie warszawskiej pracowni Zdzisława Beksińskiego. Moim zdaniem są to słowa, które chyba najlepiej opisują całą jego malarską twórczość. Z jednej strony- maksimum szczerości artystycznego wyrazu, a z drugiej- totalne niezrozumienie tematu. Pamiętam taką anegdotę, którą wyczytałem w wypisach z jego pamiętników: pewnego dnia odwiedził go w pracowni jeden z przyjaciół- filozof, i ogólnie bardzo mądry, wykształcony człowiek. Beks pracował akurat nad obrazem, który przedstawiał rumowisko oraz pokruszony mur na pierwszym planie, zabazgrany różnymi napisami i z wielką literą 'N' w samym centrum. Filozof przyglądał się w milczeniu dziełu przez długie dwadzieścia minut, po czym wypalił:
- Już wiem! NAPOLEON!!! 

I tak to chyba już jest. Jedni nienawidzą jego twórczości, boją się jej i odrzucają. Bo jak odnaleźć harmonię oraz piękno w poskręcanych, zdeformowanych ciałach, miastach rozkładu oraz w apokaliptycznej pożodze? Z kolei drudzy patrzą ponad to i potrafią dostrzec sedno. To właśnie dlatego Beksiński nigdy nie nadawał obrazom tytułów. Chciał zostawić każdemu swobodę interpretacji znaczeń. Liczyła się forma, a nie treść. Bo treścią były wizje snów, które nie zawsze muszą znaczyć cokolwiek. Pamiętam moment, kiedy zakochałem się w jego obrazach. To była dosłownie miłość od pierwszego wejrzenia. Poszedłem akurat do kumpla w odwiedziny. Na ścianie jego pokoju zobaczyłem to: 


Usta wydawały się tak realne, że totalnie uległem iluzji: sądziłem, że jest to jeden z tych tłoczonych obrazków, jakie kiedyś produkowano. Dotknąłem ust... a one okazały się tylko płaską kartką reprodukcji. Album z malarstwem Mistrza, który wkrótce odnalazłem w szkolnej bibliotece dopełnił dzieła. Wsiąkłem, i wchłonąłem jego twórczość totalnie. 

Akurat wczoraj minęła 9 rocznica jego śmierci. Jego całe życie wydawało się zresztą nią napiętnowane. Żona zmarła po wielu latach ciężkiej choroby. Jego syn, znany dziennikarz i genialny tłumacz popełnił samobójstwo niedługo później. Jedyny uczeń, spadkobierca warsztatu uległ tajemniczemu wypadkowi, przez co stracił wzrok. W końcu śmierć dosięgła i jego. Oczywiście nie mogła być standardowa- zresztą artysta sam to właściwie przewidział. 21 lutego 2005 roku otrzymał siedemnaście pchnięć nożem z ręki 19-letniego syna swojego sąsiada i zarazem współpracownika. Jak powiedział dosłownie kilka lat wcześniej: "Być może, kiedyś porzucę ten mój świat (...) i wtedy zacznę obserwować, jak przemieniają się chmury na niebie".





                                                                  R.I.P., Mistrzu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz