poniedziałek, 26 września 2011

Wszystko jest na sprzedaż?

Andrzej Krzywy z zespołu De Mono śpiewał kiedyś:

                    Wszystko jest na sprzedaż
                    I nikt tego już nie zmieni
                    Wszystko ma swą cenę
                    Nawet jeśli w to nie wierzysz
                    Wszystko jest na sprzedaż
                    W końcu wszystko można kupić
                    Z wyjątkiem jednym, który znam 

                    Ja ciebie mam
                    Na zawsze mam
                    Schowałem ciebie przed całym światem
                    I nikt cię nigdy tu nie znajdzie...

                   http://www.youtube.com/watch?v=RBM9r7JJseI 


Odnoszę czasem takie wrażenie, że wszystko co nas otacza, całe nasze życie- to taki jeden wielki produkt wystawiony na sprzedaż. To ma miejsce praktycznie na każdym kroku, i nie ma osoby, która by się z tym nie zetknęła. Dowodzą tego egzaminy na studiach, gdzie nie zawsze trzeba UMIEĆ dosłownie na blachę- czasem wystarczy te drobne strzępy wiedzy jakoś umiejętnie połączyć, dobrze zaprezentować… i osiąga się nieraz lepsze wyniki niż ci, którzy mają być może większą wiedzę od naszej. Podobnie jest z poszukiwaniem pracy. Nie koniecznie musisz być ekspertem, mieć doświadczenie, wiedzę. Jeśli umiejętnie się „sprzedasz”, spodobasz się rekruterom- praca jest twoja. I tyle w temacie.

Relacja człowiek- produkt napędzana jest przez cały świat… ale i przez nas samych. Mam na myśli portale społecznościowe: Grono, G+, Nk, Facebook, Twitter, My Space, pozostałe… To nic innego, jak świat określonych „produktów”- gdzie wystawiamy się na odstrzał dosłownie jak kaczki. Bez mrugnięcia okiem podajemy swoje szczegółowe dane personalne, wiek, wykształcenie, namiary kontaktowe, dzielimy się wszystkim co osobiste, prywatne. Wystawiamy na publiczny widok nawet nasze życie uczuciowe- każdy może sobie zajrzeć na twój profil, sprawdzić, obejrzeć z kim jesteś i jak ci się układa ( „użytkownik X jest w skomplikowanym związku z użytkownikiem Y”). Chwalimy się zdjęciami, kto lepiej, kto bardziej bogato…

Żeby nie było: ja robię dokładnie to samo. Mam swoje profile, sam zamieszczam zdjęcia, informacje- można sobie poczytać co lubię, jakiej muzyki słucham, które książki czytam, na co chodzę do kina.

Ale naszła mnie ostatnio taka refleksja… Od miesiąca mam coś tak dla mnie ważnego i cennego, że nie chcę się tym z nikim dzielić- a jedynie chłonąć każdy moment, słowo, dźwięk i chwilę całym sobą… bez udziału tych „osób trzecich”. To jest tak, że z jednej strony mam chęć wykrzyczeć to głośno na cały świat, pełną piersią… a z drugiej: nie spłycać i nie robić z tego zwykłego, banalnego produktu marketingowego; który mogę postawić na półce, by każdy sobie dotknął, obejrzał, skomentował. To coś, co chce się uchronić i bronić, gdy zajdzie potrzeba- taki mały fragment tego świata, który znam tylko ja… Gdzie nie potrzebuję świadków, opinii, „cennych rad” wszystkich życzliwych podpowiadaczy, by wiedzieć, że jest to dobre, piękne, szczere i wartościowe. Pewne sprawy po prostu nie są na sprzedaż…



czwartek, 15 września 2011

9/11 ...prawda czy kłamstwo?


11 września 2001 roku świat zamarł, wstrzymując oddech… Tego dnia Stany Zjednoczone Ameryki Północnej stały się obiektem ataku: dwa pasażerskie Boeingi 757 wbiły się w północną i południową wieżę budynku Word Trade Center doprowadzając do ich zawalenia, kolejny uderzył w Pentagon, ostatni zaś rozbił się w Shanksville w Pensylwanii- dzięki bohaterskiej reakcji pasażerów. Wszyscy oglądaliśmy to z niedowierzaniem na ekranach telewizorów- nie było chyba stacji, która nie komentowała by tego wydarzenia. Na naszych oczach rozegrała się tragedia, w której śmierć poniosły 2973 osoby- zaś za wszystko odpowiedzialni byli terroryści z islamskiego ugrupowania Al-Kaida…

…Tak nam przynajmniej wmówiono.

 Po atakach ówczesny prezydent USA George W. Bush stwierdził, że był to bolesny cios dla milionów amerykanów- by wyleczyć więc rany postanowiono nie emitować więcej nagrań z zamachów. W międzyczasie administracja rządowa rozpętała dwie wojny: w Iraku i Afganistanie, obie jako symbol walki z międzynarodowym terroryzmem.

                                      „Upoluj Boeinga, przetestuj swoją percepcję”

Świat ma jednak oczy otwarte- dosyć szybko zaczęto zadawać niewygodne pytania, pojawiły się pierwsze nieoficjalne dowody wskazujące, że z „zamachami” coś jest ewidentnie nie tak…
Zaczęło się od francuskiej strony internetowej: „Upoluj Boeinga, przetestuj swoją percepcję”, wskazującą, że w Pentagon nigdy nie uderzył żaden pasażerski Boeing 757. Gdyby rzeczywiście do tego doszło- po budynku zostałoby jedynie wspomnienie… a nie niewielki wyłom w jednym z zewnętrznych pierścieni. Dalej poszło już lawinowo.



W roku 2004 William Lewis i Dave von Kleist nakręcili film dokumentalny pt. „911 in Plane Site”. Jest to nisko budżetowa produkcja, która analizuje fakty i wszystkie nieścisłości dotyczące rzekomego ataku. Wśród kontrowersji warto wymienić następujące:
- symulacje i zdjęcia wyraźnie wskazują, że w Pentagon nie wbił się odrzutowiec pasażerski (a prawdopodobnie rakieta powietrze-ziemia): zniszczenia są zbyt małe, wokół budynku nie ma żadnych śladów ani części pasujących do Boeinga, sfilmowano palącą się frontową ścianę… w której oczywiście brakuje zniszczeń spowodowanych przez samolot.
- „dziwnym trafem” zniszczono część Pentagonu znajdującą się w remoncie; działała też tylko 1 (sic!) kamera ochrony (która również nie zarejestrowała obiektu latającego o dużych rozmiarach).
- ze zdjęć oraz zeznań świadków (w tym reporterów) wynika, że w wieże WTC nie uderzyły odrzutowce linii komercyjnych, a szare, nie oznakowane samoloty bez okien, z podejrzanymi zasobnikami podczepionymi pod spodem (prawdopodobnie wojskowe jednostki USA Force).
- strażacy donosili o „kontrolowanych eksplozjach” w budynkach; nawet sposób zawalenia się wież wskazuje, że zostały one „pociągnięte”- czyli zburzone profesjonalnymi metodami.
- samolot lotu 93, który „rozbił się” w Pensylwanii, został potem sfotografowany kilka godzin po doniesieniu o katastrofie przez reporterkę WCPO 3TV Liz Foreman na lotnisku w Cleveland…



Brzmi jak wytwór chorej wyobraźni, prawda? A jednak. Po obejrzeniu tego dokumentu nie mam żadnych wątpliwości. Dowody ukazane są rzetelnie, każde słowo poparte jest odpowiednim materiałem filmowym. Słowem: mamy do czynienia z jednym z największych kłamstw XXI wieku.
 Nasuwają się pytania: komu mogło zależeć na takim oszustwie, tylu ofiarach śmiertelnych, co stało się z „prawdziwymi” samolotami? Cóż… być może wszystkie spoczywają gdzieś na dnie Pacyfiku.

Warto jednak nad tym pomyśleć. Bo co, jeśli za wszystkim stoi jakaś agenda, układ korporacji, a nawet rząd USA w osobie własnej? Co to znaczy poświęcić życie 2973 ofiar… dla miliardowych zysków z ropy naftowej oraz surowców Afganistanu i Iraku? Pamiętajmy o jednym: jeśli nie wiadomo o co chodzi… to z całą pewnością chodzi o PIENIĄDZE. I władzę.

Jak przejąć kontrolę nad roponośnymi terenami, przynoszącymi tak niewyobrażalne dochody? Odpowiedź jest prosta i brzmi ona: wojna. Tu pojawiał się jednak problem: w jaki sposób przekonać do niej pacyfistycznie nastawionych obywateli amerykańskich oraz kongres? Stworzyć monstrum (Osamę Bin Ladena, przywódcę terrorystów- co ciekawe: szkolonego i wspieranego przez CIA), i pretekst dla mas- by to monstrum znienawidzić. Stąd „ataki”. Chwilę po nich rząd jednogłośnie poparł działania zbrojne- najechano i przejęto kontrolę nad dwoma państwami… oraz nad bogatymi polami naftowymi.

Odróbmy lekcje: podobna sytuacja miała miejsce już w przeszłości, wystarczy spojrzeć na karty historii. Identycznym wydarzeniem był „atak” na Pearl Harbor. Obywatele USA nie popierali włączenia się Stanów do walk II Wojny Światowej. Potrzebowano pretekstu (wojna to przecież ogromne zyski finansowe)- wywiad wiedział, że Japończycy zaatakują… by znienawidzić wroga, placówki Pearl Harbor po prostu nie ostrzeżono… Tyle w temacie, historia lubi się powtarzać.

Co teraz? Niedawno znów mydlono nam oczy… „Osama Bin Laden został zabity w wyniku akcji sił specjalnych”. Ciała oczywiście nikt nie widział- kilka godzin później zwłoki spoczęły na dnie oceanu w nieznanym miejscu (…by zapobiec pielgrzymkom wyznawców islamu). Typowe tuszowanie dowodów w amerykańskim stylu, zaś szkolony przez rząd USA Bin Laden byczy się gdzieś prawdopodobnie pod palmami po kilku operacjach zmiany tożsamości.

Nie łudźmy się: cała afera 9/11 to pięknie skrojona robota dziennikarska, nagonka- w której informacje były filtrowane, i „podawane” (np. wpadka BBC, w której stacja oraz agencja Reuters nieprawidłowo poinformowały o zawaleniu się budynku WTC7 na ponad 20 min przed tym zdarzeniem (!). Nie ma co wierzyć w papkę serwowaną nam przez światowe media… Zwłaszcza, że na ten przykład CNN jest własnością General Dynamics- giganta korporacyjnego... i producenta broni, myśliwców, rakiet, systemów radarowych.

Niedowiarków nie będę przekonywał: oceńcie to sami. Poniżej zamieszczam link do filmu „911 in Plane Site” (http://www.filmweb.pl/film/911+in+Plane+Site-2004-261384). Niczego nie sugeruję, nie podpowiadam- obejrzyjcie to po prostu uważnie. 

                                           ( część 1/5 - pozostałe wyświetlą się po obejrzeniu)

Co ciekawe, obecnie ponad 46% amerykanów nie wierzy, że za zamachami stali terroryści z nożykami do cięcia kartonu. Żąda się ponownego śledztwa, jednak wydaje mi się, że ciężko będzie zmienić w ludziach obraz na inny niż ten, który wtłoczyły w nas media i manipulacje agend rządowych.

George W. Bush powiedział kiedyś: „Każdy naród, w każdym zakątku musi teraz podjąć decyzję: albo jesteście z nami… albo z terrorystami”… Pytam tylko, kto nimi jest tak naprawdę?


wtorek, 6 września 2011

A Message...

                              And I'm not gonna take it back...
                              And I'm not gonna say I don't mean that
                              Your the target that I'm aiming at
                              But I'm nothing on my own...
                              Got to get that message home



Znalazłem coś, czego w moim życiu nie miałem od dawna… Piękne, brązowe oczy nieustannie śmiejące się do mnie, zapach włosów tuż przy mojej twarzy, ciepło oddechu i jeden dotyk dłoni zdający się wypowiadać naraz więcej słów niż kilka trzystustronnicowych książek…

Pierwszy raz od długiego czasu nie zamykam się, nie uciekam. Nie włączają się alerty ostrzegawcze, bariery milczą jak zaklęte, chyba na nic też zdały się wszystkie mury, zasieki, pola minowe oraz pułapki jakie zdołałem wymyślić i rozmieścić wokół siebie na przestrzeni dwóch ostatnich lat…

Coś wewnątrz mojej piersi budzi się z długiego letargu, otrzepuje z grubej warstwy kurzu. Nowy oddech dnia, a ja błądzę tysiąc metrów w powietrzu, uśmiecham do swych myśli, stawiam nieostrożnie kolejne kroki i nothing else matters… Bo przecież „Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś”, prawda?

Uczę się powoli ufać, słuchać, patrzeć i zauważać. Być może wystawiam się tylko na kolejny strzał, ale to teraz nie jest ważne. Chcę w to brnąć… więc poddaję się grawitacji i temu, co nieznane…