Stoję sobie oko w oko z dosyć sporym dylematem. Rozważam odejście od projektu, przy którym poświęcałem się od ponad roku. Wkładałem w niego czas, pieniądze, energię i mnóstwo pomysłów; a teraz wszystko to "jak krew w piach" (jak mówił Adaś Miauczyński w "Dniu świra"). Ciężko jest coś takiego porzucić od tak- zwłaszcza gdy traktuje się to jak własne "dziecko", w które inwestujesz wysiłek, patrzysz jak dojrzewa i rośnie w siłę... Najgorzej, kiedy ktoś obcy wszystkie te starania obraca w diabły.
Palenie za sobą mostów ma swoje dwa oblicza. Patrząc wstecz musisz zmierzyć się z własnym przywiązaniem. Z reguły człowiek zapamiętuje tylko te dobre zdarzenia: pozytywne więzi, relacje z ludźmi, metafizyczne połączenie (takie, w którym bez słów rozumiecie sens i istotę rzeczy), radość z procesu tworzenia oraz wspólnego wysiłku. Dlatego nawet gdy coś się psuje to ciągle istnieje wtedy nadzieja, że wszystko się poprawi lub odmieni na lepsze. Przez wzgląd na to, co było. A im częściej spoglądasz wstecz, tym trudniej pójść krok dalej. Idealnie wyobraża to właśnie metafora człowieka stojącego na środku mostu. Patrzysz za siebie i widzisz ludzi których lubisz lub kochasz, ale wiesz jednocześnie, że dalsza wspólna droga nie ma już sensu. By jednak ruszyć sprawy do przodu, musisz przejść całą długość mostu po czym go spalić, by zamknąć te połączenie raz na zawsze.
Kiedy nie wiem, jaką decyzję podjąć, raczej rzadko proszę innych ludzi o pomoc lub radę. Przeważnie wolę mierzyć się z tym sam. Próbuję usłyszeć w ciszy swój wewnętrzny głos: ten, który się nie myli i zawsze mówi prawdę, choć może nie do końca bezbolesną. Interpretuję znaki i uczę się je odczytywać tak, by wyzbyć się wątpliwości. Wydaje mi się jednak, że czasem dobrze jest posłuchać obiektywnego/ subiektywnego zdania innych osób. To jak z konkursem "prawda czy fałsz". Mam wtedy przed nosem czyjąś opinię i niezależnie od jej treści odczuwam sprzężenie zwrotne: albo jest zgodne z tym, co sam odczuwam głęboko w środku siebie, albo totalnie przeciwne. Tak czy inaczej- wtedy już wiadomo, jaką decyzję należy podjąć.
Jeśli masz w głowie mętlik i nie wiesz, co zrobić- po prostu rzuć monetą. Dwie trudne decyzje jako orzeł i reszka. Niezależnie od dylematu, kiedy podrzucasz monetę do góry- moment pomiędzy jej obrotami i opadnięciem: ten krótki ułamek sekundy, błysk chwili- zwykle uświadomi Ci, czego pragniesz tak naprawdę.
Czasem zastanawiam się, co ma większą wartość: nieustraszone gnanie przed siebie, czy zachowawcza ostrożność w decyzjach. W obu przypadkach coś można zyskać, coś stracić, coś przeoczyć. Dobrym wyznacznikiem są własne odczucia... Jeśli robisz coś na przekór sobie i nie sprawia ci to już radości oraz satysfakcji- na nic próby ratowania, mediacji czy uzdrawiania świata. Zakładaj buty i idź przed siebie. Horyzont zawsze przynosi nowe możliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz