poniedziałek, 14 stycznia 2013

Starość nie radość...

... a młodość nie wieczność. Tako rzecze mądre polskie przysłowie. Obserwując rzeczywistość dookoła mnie mam wrażenie, że mit o "złotej jesieni" można sobie odłożyć do lamusa. Przynajmniej nie w tym kraju. 

Poszedłem dziś do Planety Carrefour po zakupy. W dziale z kawą i herbatą zobaczyłem starszą panią. Rozbiegane oczy, trzęsące się ręce i płytki oddech. Co najmniej od kilku minut szukała bezskutecznie Inki- swojej ulubionej kawy. W końcu zaczepiła jedną z kobiet, które rozładowywały towar gdzieś nieopodal. Dziewczyna w kilka sekund znalazła i wręczyła jej właściwy produkt. 

W starszej kobiecie coś pękło... Załamała się i zaczęła płakać- opakowanie podane przez ekspedientkę w niczym nie przypominało kawy, którą kupowała przez tyle lat. Młoda dziewczyna przez jakieś trzy minuty próbowała ją uspokoić. Tłumaczyła, że to przecież ta sama Inka, co zawsze- po prostu zmieniła się szata graficzna opakowania. 

Kobieta w końcu wzięła paczuszkę z rąk dziewczyny i poszła. Widziałem, że gdy minęła regał, wyjęła trzęsącą się, pomarszczoną dłonią kawę z koszyka. Jeszcze raz spojrzała z niedowierzaniem na opakowanie i odstawiła je na półkę z majonezami jako omen nowej oraz dziwnej rzeczywistości, której nie potrafiła zaakceptować.



Boję się starości. Boję się starości nieporadnej, niepogodzonej z rzeczywistością. Niedostosowanej i bolesnej. Takiej, w której musisz patrzeć jak odchodzą po kolei wszyscy, których się kochało. Gdy nie jesteś już nikomu potrzebny. Kiedy zwyczajnie nie poznajesz codzienności i nie rozumiesz, co się z nią stało. Dlaczego Inka, którą kupowałeś od lat za cholerę nie chce przypominać tej, która leży na półce tej bezdusznej hali targowej, w której nikt nie przywita cię najzwyklejszym "dzień dobry" i nie zagada na temat pogody...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz