Wróciłem w piątek z tygodniowego szkolenia firmowego, które odbywało się we Wrocławiu. Ogólnie jestem wciąż niezmiennie oczarowany tym miastem. Luzem, wyczuwalnym praktycznie wszędzie: w tramwajach, na ulicy, nawet w supermarkecie. Najbardziej zauważalne jest to, że żyje się tam w o l n i e j. Serio. Piękna sprawa. Mimo, że cały program szkoleń był mega intensywny i dosyć wyczerpujący- mam poczucie, jakbym odpoczął i zregenerował siły.
Sobota to wesele Z. Generalnie nie cierpię wesel z założenia i wewnętrznej przekory :) Chyba nie do końca mi po drodze z naszą polską tradycją. Trochę irytuje mnie taki "przymus" zabawy, oraz fakt- że właściwie wszystko co dotyczy powyższego zawiera się w dwóch określeniach: wódka i disco polo. Tym razem scenariusz był podobny, jednakże bawiłem się znakomicie. Więc skoro pojawiło się takie stwierdzenie to rzeczywiście musiało być na wypasie. Spora grupa gości to ludzie z mojej pracy. Zgrana, świetna ekipa. Daliśmy więc w palnik- trochę jak za dawnych czasów na Galerii Mokotów. Nie przeszkadzało mi nawet to cholerne disco polo.
Przed chwilą wróciłem z koncertu gościa, który gra pod pseudonimem Fismoll- za którym chowa się Arek Glensk z Poznania, lat... 21. Jego albumem "At glade" zachwycam się od dłuższego czasu- ale wykonanie na żywo bije nagrania studyjne na głowę. Uczucia aż wylewają się ze sceny. Ciężko uwierzyć w to wszystko, zestawiając ze sobą wiek tego chłopaka, i dojrzałość piosenek oraz całego materiału. Jeśli będzie szedł takim rytmem dalej, to strach wyobrazić mi sobie, do czego on dojdzie za jakieś dziesięć lat... Polecam- posłuchajcie:
Ogólnie podsumowując: czuję się ostatnio mega szczęśliwy. I chyba nie pomylę się, jeśli stwierdzę, że jest tak właśnie dzięki tym wszystkim ludziom naokoło mnie. Dzieją się rzeczy. I jestem za.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz