Rozstaliśmy się po jakichś ośmiu miesiącach z hakiem. Zresztą jakie "rozstaliśmy się"? Zostawiła mnie! I w dodatku była tą "pierwszą", która to mnie rzuciła- a nie odwrotnie (kto przeżył, ten zrozumie). Nastał ból. Przyszła gorycz. Potem zawód i gniew. Odprawiłem raz nawet w akcie złości pełny rytuał voodoo (nie wiem, czy poskutkował). Z czasem ta cała nienawiść zaczęła się jednak rozpuszczać i przeradzać w coś konkretnego. Najpierw zacząłem biegać. Dzięki temu zrzuciłem prawie 30 kg nadwagi. Potem wsiadłem w samochód i ruszyłem w świat. Wróciłem do robienia zdjęć. Zmieniłem pracę. Zrobiłem pierwszy tatuaż. Nikomu się chyba nigdy nie przyznałem, ale głowa feniksa na moim ramieniu- to w oryginale fragment rysunku, jaki kiedyś dla mnie namalowała.
Myślę, że znajomość z nią miała istotny wpływ na mnie, i na całe moje obecne życie. Kiedy byliśmy razem- nauczyła mnie, jak powinien wyglądać taki idealny, wymarzony związek. Pokazała, że ta druga strona również umie dbać, a nie tylko brać. Za to po rozstaniu- dała mi tak naprawdę iskrę do zmian. Stworzyła mnie na nowo. Podarowała odrodzenie. Dzięki niej- dziś mam już na koncie drugi maraton przebiegnięty na pełnym dystansie 42 km. Zwiedziłem prawie całą Europę. Jeśli spojrzysz na mapę i ujrzysz najdalej wysunięty na zachód oraz na południe kraniec kontynentu- postawiłem tam swoją stopę. Zrobiłem setki dobrych zdjęć. Mam tatuaże. I bogatą historię blizn.
Zawsze się zastanawiałem jak to będzie, jeśli kiedyś przypadkiem ją spotkam na mieście. Lub złapiemy jakiś kontakt. Spodziewałem się strachu, paniki, ucisku w gardle czy na sercu. Jakiś tydzień temu napisała do mnie. Poprowadziliśmy przyjemną, luźną konwersację. Bez spiny, żalu, pretensji, czy oczekiwań. Jak dobrzy przyjaciele. Już dawno temu zaczęło mi świtać w głowie coś takiego, że ta złość, żal po rozstaniu, czy nienawiść- nie ma sensu i wielkiego znaczenia. Przez pewne rzeczy trzeba po prostu przejść. Pocierpieć. Pozwolić, by czas uleczył rany. Na koniec wszystko to ustępuje miejsca jakiejś specyficznej wdzięczności. Za wpływ, jaki to wywarło. Za zmiany, osiągnięcia. Za obecny całokształt rzeczy, spraw i poglądów. Zauważasz dobro.
Tak więc, moja droga K. Nigdy tego nie przeczytasz, i pewnie nigdy Ci tego nie powiem wprost. Ale dziękuję Ci- za wszystko, czego mnie nauczyłaś. Za to, że mnie ukształtowałaś. Przewartościowałaś moje myśli oraz stworzyłaś na nowo. I jest to kawał dobrej roboty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz