Ogólnie zmieniło się chyba rozumienie oraz nastawienie do takiego zjawiska jak miłość. Moje pokolenie wiedzę na ten temat czerpało z filmów, książek, piosenek oraz miraży, które tworzyli nam przed oczami rodzice lub dziadkowie. Że ma być idealnie. Po wieki. Na zawsze. Jak w bajce. Biały rumak, rycerz i księżniczka. I my w to wierzyliśmy, przez wiele długich lat. Dopiero kiedy dorośliśmy- zauważyliśmy, że w większości przypadków nasi rodzice wcale nie darzą się pozytywnymi uczuciami i są ze sobą jedynie przez wzgląd na nas. Z kolei związki które tworzyliśmy nie są tymi jedynymi, szczerymi czy po grób. Oraz bliżej im do pola bitwy, niż scenariusza z romantycznego filmu. Młodsze generacje chyba nie żyją z głową w chmurach tak jak my. Stąpają twardo po ziemi. Idealny świat pięknej miłości rodem z literatury czy arcydzieł kina, zastąpiła edukacja w postaci PornHub, "50 twarzy Grey'a" czy teledysków jak od Miley Cirus. Ale może to i dobrze? Oszczędzą sobie bólu, rozczarowań i wielu bezowocnych prób.
Często ostatnio rozmawiam z K. od siebie z pracy. K. ma 22 lata, i mocno realistyczne poglądy na sprawę. Jak sama mówi- nie szuka nikogo na poważnie. Bawi się, używa życia. Twierdzi też, że coś takiego jak "miłość" jest abstrakcją w dzisiejszym świecie. Świecie, w którym związek jest na trzy lata maksymalnie. A potem do wymiany. Smutne, ale nie umiem jej nie przyznać racji. Mimo tego, iż jestem o 8 lat starszy to wciąż- nadal, w głębi siebie- marzę o tym, że kiedyś spotkam kogoś na resztę moich dni. I że będzie to szczęśliwy, pełen miłości związek. Próbuję wierzyć w to, stawiając czoła realiom, w jakich miałem dwa związki, które rozpadły się po trzech latach. Do tego jeden związek mocno toksyczny, i jeden wspaniały- ale za to z fatalnym zakończeniem. Plus kilka relacji, które nie wiadomo gdzie szły. Wszystko to w formie nieustannej paraboli wzlotów i upadków: dawanie, budowanie, walka; a potem rozczarowanie, gniew, złość, frustracja, obojętność.
Może to jest błąd i powinienem właśnie zejść z tej ścieżki oraz zaakceptować rzeczywistość? A tym samym przestać marzyć o wielkiej miłości- bo jej po prostu nie ma. Jest coś, co nada się na trzy lata maksymalnie, bo potem się nie sprawdzi. A wtedy do wymiany. Być może trzeba celować w tym by poznać kogoś, kto będzie rokował na przyszłość szansą jakiegoś zwykłego porozumienia się. Spłodzić sobie z tym kimś dzieciaka. Związek i tak się rozpadnie, ale jeśli komunikacja nie siądzie- będzie się można dogadać oraz jakoś go wychować.
Całe życie zaprzątałem sobie tym głowę- by być dobrym, nikogo nie ranić, dawać i jeszcze raz dawać. Jedyne co w zamian dostawałem- to kopniak w dupę, na zakończenie związku. I na co mi to? Wszystkie te relacje... K., J., K., A., M. Przychodziły i odchodziły. Były jedynie gośćmi w moim życiu. Jak tymczasowy przechodzień, który przypadkiem trafił na określoną drogę- po czym znalazł sobie inną ścieżkę i dalej podążył już sam. Każdy z tych epizodów uczynił mnie tylko twardszym. Względem całości- to naprawdę nieważne, nie piękne, wyblakłe. I nieistotne w perspektywie absolutu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz