"Droga Ewo. Mam do zakomunikowania smutną wiadomość. Tomek nie żyje. Popełnił samobójstwo w wigilię świąt i znalazłem go sztywnego w pierwszym dniu świąt o godzinie 15. Pisałem Ci o tym, że jest w tej sprawie od sierpnia, czy nawet dawniej, czerwony alert, no i tak się to wreszcie skończyło.
(...) Pierwszy raz od czasu śmierci Zosi poczułem rodzaj radości, że umarła, nie doczekawszy tego, co byłoby dla niej nie do zniesienia. Ja jestem bardziej odporny. Poza tym ktoś musi zostać na koniec.
Ja jeden wiedziałem, jak jemu było ciężko, mimo iż był egoistą i egocentrykiem, tym niemniej charakteru się nie wybiera. Myślę, że chyba dobrze się stało, jak się stało.
Ostatnie jego słowa nagrane na taśmie mówiły o tym, jak bardzo rozczarował go świat, w którym przyszło mu żyć, i że pragnął zawsze żyć w innym świecie, gdzie reguły są proste, przyjaźń jest przyjaźnią i tak dalej. W przybliżeniu kończyło się to tak: 'Wiem, że to świat fikcji, ale może i ja przez te 41 lat byłem fikcją. Odchodzę do świata fikcji, bo tylko tam było mi dobrze. Błagam na wszystko, nie budź mnie'.
Ubrał koszulkę z napisem Jacob's Ladder (Drabina Jakubowa) i nie wiem, czy miało mieć to jakieś znaczenie symboliczne.
Obawiał się, że go znajdę zanim środki nasenne go zabiją, i dlatego, jak wynikało z taśmy, nie jadł już od 23 grudnia, by środki szybciej zadziałały, i wyrzucił do zsypu ich opakowania, aby ewentualnie pogotowie nie wiedziało, czym się zatruł.
Miał to zrobić już 23 grudnia wieczorem, ale przypomniał sobie, że w piątek zakreśla zawsze w gazecie filmy, które mam nagrać z telewizji, i mogę się zaniepokoić, dlaczego nie przyszedł. Przyszedł więc 24, około godziny 14, zakreślił ewidentnie takie filmy, które tylko jego mogły zainteresować, bo wie, że ja nie oglądam westernów. Miało to na celu uspokojenie mnie, gdybym się czegoś zaczął domyślać, i tak zresztą zadziałało.
Jak wynika z nagrania, które zrobił po łyknięciu proszków, zażył je 24 grudnia o godzinie 15.05. Ja znalazłem go po 24 godzinach.
(...) Była albo 16.50 albo 17.10, nie mogę w tej chwili sobie tego uzmysłowić. (...) I gdy poszedłem, już od dawna nie żył. Tak to wyglądało. No nic. Jeśli chcesz jakieś dodatkowe informacje, to pisz. Pięknie wszystkich pozdrawiam. Zdzisław. Warszawa: niedziela, 26 grudnia 1999 rok, godz. 16.07".
- List Zdzisława Beksińskiego do krewnej z 26.12.1999- M. Grzebałkowska, Beksińscy. Portret podwójny, Wydawnictwo Znak, Kraków 2014, s. 7-8
Magdalena Grzebałkowska, na co dzień reporterka "Gazety Wyborczej" wydała genialną książkę- dokument. Można powiedzieć, że wykonała robotę prawie niemożliwą- dotarła do wszystkich bliskich, krewnych, przyjaciół, współpracowników związanych z Beksińskimi. Odkopała każdy list, wycinek z gazety, liczne świadectwa świadków. I z tych skrawków stworzyła coś niezwykle osobistego, niemal pamiętnik, przez który nieżyjący już bohaterowie mówią, jakby byli na tym świecie nadal- tu i teraz. Kiedy się to czyta, ma się wrażenie jakby można było dotknąć tego fragmentu świata: niedostępnego, tajemniczego i owianego legendami. Każdy kto kocha malarstwo Zdzisława Beksińskiego powinien tą książkę przeczytać. Jakiś czas temu zetknąłem się z rzadkim albumem artysty, opatrzonym wypiskami z jego pamiętników. Wydawnictwo Grzebałkowskiej bije to jednak na głowę. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz