niedziela, 17 marca 2013

Co by było gdyby?

Okazało się, że niestety w sobotę nie udało mi się wygrać 15 milionów złotych w Lotka. Podobno "żeby wygrać- trzeba grać", więc jakby nie było nawet skreśliłem dwa zakłady. To już coś. Moją fortunę przejął tym razem jakiś anonimowy szczęśliwiec, więc jednak wstanę jutro do pracy normalnie i jak zwykle. Ewentualnie z większym marudzeniem pod nosem, bo to przecież kolejny, znienawidzony i przeklinany poniedziałek w dziejach tego świata.

Czasami zastanawiam się jakby to wyglądało, gdybym nagle wygrał taką fortunę. Podobno lwia rzesza tych newbie-milionerów kończy marnie, czyli ze stanem zero na koncie (lub poniżej) już po niecałym roku. Czytałem, że jedynie kilku osobom w Polsce udało się wykorzystać ten nagły przypływ funduszy tak, by na tym zyskać długoterminowo. Większości odbija, w prosty sposób tracą taki majątek, wydając go na lewo oraz prawo na koks i dziwki (nierzadko w znaczeniu dosłownym). Cóż, nie bez podstawy mówi się przecież: "łatwo przyszło- łatwo poszło".

Ciężko mi wyobrazić sobie to uderzenie wody sodowej do głowy w kontekście własnej osoby. Ok, załóżmy, że cudownym zrządzeniem losu wygrałem taką kasę. Nie poszedłbym następnego dnia do pracy i nie walnąłbym swojego szefa w mordę. Wolałbym wybrać opcję cichej anonimowości i umiaru. Kupiłbym sobie mieszkanie, wyposażył je, pomógł się odbić finansowo najbliższym, nabyłbym upragnionego VW Garbusa lub inny old's mobile. Potem zainwestowałbym w jakieś nieruchomości, resztę kasy zamroziłbym na jakimś słodkim koncie, by zarabiała procentami sama na siebie. A z zachcianek? Podróż- do miejsc o których zawsze marzyłem. I przysłowiowy "święty spokój"- mały, drewniany dom gdzieś z dala od miasta, wśród natury. Dużo ciszy, muzyki i książek w rzeczywistości dostatniej, lecz tak zwyczajnie skromnej: bez przepychu ale i liczenia złotówek od pierwszego do pierwszego. Jak w moim codziennym życiu...

Rozmarzyłem się. A tu przecież poniedziałek za pasem i trzeba schodzić na ziemię. Dopiero połowa miesiąca za mną; ja oczywiście nadal "Reprezentuję biedę". W celu podreperowania funduszy znalazłem nawet drugą pracę, po godzinach. Tak więc: rzeczywistość jakich w tym kraju jest wiele. Stwierdziłem, że nie ma sensu narzekać- trzeba po prostu brać sprawy we własne ręce i tyle. Myślę trochę jedynie, jak to wpłynie na resztę mojej codzienności: czas dla siebie, na kontakty z M., realizowanie hobby itp... Trudno cokolwiek prognozować lub bawić się w "Co by było gdyby?". Pożyjemy, zobaczymy. Na chwilę obecną pocieszam się, że większa ilość obowiązków pozwoli mi się po prostu lepiej zorganizować i ogarnąć charakter cholernego leniwca, jakim szczyci się narrator tej powieści. Wracając do tematu: postanowiłem, że w międzyczasie pobawię się jeszcze w kilka losowań lotka przy okazji jakichś giga-kumulacji. Bo coś czuję, że w końcu się wstrzelę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz