"I wish you would step back from that ledge my friend,
You could cut ties with all the lies, That you've been living in,
And if you do not want to see me again, I would understand,
I would understand..."
You could cut ties with all the lies, That you've been living in,
And if you do not want to see me again, I would understand,
I would understand..."
Wielokrotnie przekonywałem się na własnej skórze, że
niestety- mimo szczerych chęci nie da się czasem upiec dwóch pieczeni na jednym
ogniu. Wszystko wtedy działa na zasadzie równowagi… Zdarza się, że na jednej
szalce układa się szczęście i zadowolenie kogoś, kto jest ci najbliższy:
ukochany, absolutny priorytet, numer jeden w hierarchii wartości.
Zdarza się też, że na szalkę obok władowuje się ktoś
teoretycznie ci obcy. Możesz tej osoby nie znać za dobrze. Nie wywabialiście
się z opresji, nie macie wspólnej przeszłości, nie wyjebaliście razem nawet
przysłowiowego pół litra…
A jednak czasem, gdy spotykasz taką osobę, twoje serce już
wie. Wie, że musisz zostać, porozmawiać, spróbować pomóc. Być może jednocześnie
coś poświęcając. Przeważnie to, co znajduje się na pierwszej szalce…
Jak wytłumaczyć komuś, że być może w tej chwili ktoś
potrzebuje cię bardziej… tu i teraz? Twojego czasu, uwagi. Kilku słów,
poklepania po plecach. Wspólnego poprzeklinania, złorzeczenia. Ponad wszystkim,
bez względu na "za i przeciw"?
Mam w sobie jakiś dziwny instynkt. Po prostu "odczuwam". Sam nieraz przejeżdżałem czołem po przysłowiowym dnie. Chciałem, by był ktoś
wtedy obok. By powiedział mi, co robić, jak się odnaleźć. Jak żyć, jak nie
stracić wiary we wszystko… Wielokrotnie zostawałem w tym tak naprawdę sam. Mam
jednak szczęście- jestem silny, i potrafię szukać wskazówek tam, gdzie z pozoru
nawet być ich nie powinno. Ale wiem, że inni takiego szczęścia mogą nie mieć. I
rodzi się we mnie wtedy taki impuls. Rodzaj wiadomości: "Jeśli będziesz kiedyś
w potrzebie, pamiętaj: nie zostawię cię, nie oleję, nie zbagatelizuję. Zostanę,
gdy inni sobie pójdą. Wysłucham, może coś powiem, może nie… Bez wyjątków. I
rzucę wtedy wszystko. Ale nie porzucę ciebie".
Dziś uczestniczyłem z kimś w takim dialogu:
D: Idziemy po browar?
Ja: Ok., ale wiesz… nie mam grosza w portfelu, musimy
zahaczyć o bankomat…
D: Daj spokój. Wypicie z Tobą tego piwa jest dla mnie o
wiele cenniejsze, niż te kilka durnych złotówek…
W tym momencie poświęciłem coś względem kogoś. Ale wiem, że
postąpiłem słusznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz