niedziela, 5 czerwca 2011

Czas, czas, czas...


Ostatnie dni pozwoliły mi trochę mocniej poczuć, że… zaczyna mi powoli brakować czasu. I wcale nie mam tu na myśli spraw typowo bieżących- z tymi daję sobie jakoś radę, mimo, że czasami osiągam lepsze lub gorsze rezultaty.

Problem, który mam na myśli, określił kiedyś dosłownie w dwóch zwięzłych słowach bohater polskiego filmu pod tytułem „Edi”. Brzmiało to następująco: „Życie zapierdala”. 




Mam 26 lat. I mimo wielu, wielu rzeczy, które już urzeczywistniłem, doświadczeń, czy dokonań z których mogę czuć się w pewien sposób dumny- nadal mam takie wrażenie, że udało mi się „wycisnąć” z tego życia raptem niewielki ułamek szeregu możliwości. A pozostała reszta nadal gdzieś tam hen, hen- istnieje w zasięgu ręki… Wystarczy sięgnąć… Teoretycznie.

W praktyce- gdy pomyślę, ile jest jeszcze ścieżek, którymi chciałbym pójść- zaczynam rozumieć… że zwyczajnie nie starczy mi na to życia. Gdzieś tam w głębi, drąży mnie od wewnątrz czasem taki robal. Który powtarza pewną smutną prawdę: obojętnie co o sobie myślisz, i jak wyjątkowy się czujesz- uświadom sobie jedno. Że na tym świecie jesteś- mimo wszystko- „another brick in the wall”. Małą, niewiele znaczącą śrubką w machinie społeczeństwa. A mimo tego, ze swojej roli nie dasz rady się i tak wykręcić (dosłownie i w przenośni).

Rodzi się wtedy taki wewnętrzny konflikt. Między „chciałbym” a „czuję, że jednak muszę”. To jest naprawdę łatwo powiedzieć, że nic się nie musi… Ale chyba wystarczająco znam już życie by wiedzieć, że jest to jedynie piękny slogan. Piękny- ale nadal tylko slogan. 

Bo tak naprawdę- nawet jeśli uparcie przekonujemy sami siebie, że można uwolnić się od zależności społecznych- zawsze gdzieś, jakiś wpływowy „ktoś” będzie na nas narzucał pewne schematy, system kotwic, lokujących cię w określonym miejscu w hierarchii drabiny społecznej. I morał tej bajki jest jeden: nie dostosujesz się- przegrasz. Bo tak, czy siak- jesteś trybikiem małej maszynki. Drobnym elementem wymienialnym w razie potrzeby, i w każdej chwili do zastąpienia przez inny model… „kolejną cegiełkę z muru”.

Co z tego, że chciałbym wyjechać za granicę, pożyć „na wolności” przez rok, może dwa.  Teraz się nie wyrwę. Jestem uwiązany. Studia, pieniądze, brak pracy… „Zrób to po studiach”? Ok., wyjadę- wrócę za dwa lata. Będę miał wtedy 29-kę na karku i dwu- letnią „przerwę w życiorysie”. Drobnym druczkiem: „Powodzenia w poszukiwaniu pracy!”. Mógłbym wymieniać dalej, ale nie ma to sensu. Paradoks i tak goni paradoks.

Mam czasem wrażenie, że żyjemy właśnie w takim dziwnym kraju, w którym obojętnie co uczynisz- i tak znajdzie się sposób na ściągnięcie cię do poziomu zero. Jeśli nie idziesz na studia, a w zamian za to stawiasz na doświadczenie zawodowe- powiedzą ci: „No wie Pan/ Pani, niestety nie posiada Pan odpowiedniego poziomu wykształcenia”. I w drugą stronę: robisz dwa, trzy fakultety: „Przykro nam, ale poszukujemy osób z doświadczeniem”. Obłęd.

Batalia wewnętrzna trwa. Bo to, co „chcę” nadal nie opuszcza rękawic przed tym, co „muszę”. Ale nie wiem, ile jeszcze to pierwsze będzie miało siły...

Czasem zazdroszczę tym, którzy potrafią się szybko ukierunkować: wiedzą, co chcą robić, gdzie żyć, małżeństwo nie jest dla nich abstrakcyjną, fantazyjną projekcją- a czymś realnym, osiągalnym i mającym sens. 

Ale z drugiej strony wiem, że ja po prostu tak nie potrafię. Czy zatem jest to w tym momencie oznaka zwykłej, szczeniackiej niedojrzałości- czy jednak „zerwaniem piętna kajdan społecznych”- świadomym, godnym podziwu parciem pod prąd?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz