sobota, 14 maja 2011

To jest ten kraj...

    „To jest ten kraj, popatrz, popatrz, popatrz sam…
To jest ten kraj, kochanie- dobrze go znam”   

Wczorajszego dnia poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy. Tydzień wcześniej znalazłem w sieci dość obiecującą ofertę- oto prężnie rozwijająca firma poszukuje pracowników: kreatywne stanowisko, kuszące zarobki, rozwój i etc. Jednym słowem- coś dla mnie. Złożyłem aplikację; jakiś czas później otrzymałem telefon z zaproszeniem na spotkanie. Stawiłem się na miejsce- okazało się, że siedziba tej „prężnie rozwijającej się firmy” to dwa pokoje w stanie mocno zaawansowanego remontu; a sympatyczny człowiek zajmujący się rekrutacją sprawiał wrażenie urzędującego w tym miejscu za karę. Robił chyba wszystko, byle tylko nie odwzajemniać kontaktu wzrokowego... Możliwe, że sam nie wiedział, po co tam jest.

Dość szybko zorientowałem się, że właściwie 90% treści tego ogłoszenia nie ma zupełnie nic wspólnego z szarą rzeczywistością. Po 30 minutach rozmowy, przyszła kolej na moje pytania. Niestety, Pan Manager nie potrafił mi powiedzieć nawet, kiedy firma planuje rozpocząć działalność ( „… ech, wie Pann… nooo możliwe, że za dwa tygodnie… lub za miesiąc… trudno to teraz określić” ), zaczął się pocić i lekko zacinać, gdy pytałem o szkolenie, pensję, umowę, założenia biznesowe, koncepcję pracy itd. Pod koniec tego żenującego spektaklu naprawdę musiałem powstrzymywać się, by nie wybuchnąć śmiechem… Zwłaszcza, że mocno już czerwona z wysiłku twarz mojego rozmówcy zaczynała przypominać duszącego się na koklusz noworodka.
Skończyło się na tym, ze zamiast ustawowego „oddzwonimy do Pana”- to ja obiecałem  skontaktować się z nim w tej sprawie, gdy Pan Menago będzie już zorientowany w sytuacji i wyśle mi maila z konkretami ( m. in. z datą startu firmy i ewentualnym terminem szkolenia ).

Raczej podziękuję…

To doświadczenie jest trochę taką tragikomedią. Uzmysłowiło mi po raz kolejny, że nasza  Polska to kraj absurdu i totalnej paranoi. Gdzie dorosłym, wykształconym ludziom, chcącym tylko się rozwijać i w miarę godnie żyć, proponuje się pracę najlepiej za darmo, w wymiarze 10 i więcej godzin przez 6 dni w tygodniu.

A ty, szary obywatelu- haruj jak wół, pracuj też w domu, dokształcaj się cały czas, bądź dyspozycyjny, kreatywny, innowacyjny. Nie masz prawa mieć oczekiwań, żądań- ciesz się, że pracujesz. Nie podoba się? Nie ma sprawy- na twoje miejsce i tak znajdzie się kolejny, tańszy model do zastąpienia, posłuszny, podporządkowany i służalczy.

To co się dzieje w tym kraju, to jakieś chore przedstawienie. Tutaj dąży się do tego, by zamiast normalnego, zdrowego, realnie myślącego człowieka, który też chce żyć- uzyskać taką bateryjkę, bezwolny i bezrozumny automacik, nie zadający pytań i niezdolny do sprzeciwu. Zewsząd bombarduje się nas wizją idealnego życia: mając dwadzieścia kilka lat, MUSISZ być świetnie wykształcony (najlepiej ze dwa- nawet trzy fakultety), posiadać doświadczenie, robić karierę, mieć cudnego partnera, wychowywać dzieci, być non stop na czasie, orientować się i specjalizować w każdej dziedzinie. 

A ja pytam się: jakim cudem? W jaki sposób masz czuć się spełniony, i pogodzić wszystko: gdy np. pracujesz 10 godzin dziennie za beznadziejne pieniądze, bez prawa do odpoczynku? Do tego przecież MUSISZ mieć rodzinę, znaleźć czas na wychowanie dzieci, realizację własnych pasji, dokształcanie się itd. Aha: zapomniałem, że należy też poświęcać uwagę swojemu partnerowi/ partnerce, i mimo całego tego stresu, pędu i chaosu mieć siłę na wcielanie się co noc w demona seksu- bo za trzy lata nawet się nie obejrzysz, a jedyne co będziesz mieć z nim wspólnego, to papiery rozwodowe, zaniedbane dzieci i ewentualne długi.

Piękna polska wizja szczęśliwego życia.

Rok temu przez trzy tygodnie miałem okazję pozwiedzać sobie zachodnią Europę. Zobaczyłem, jak się żyje w Niemczech, we Francji, Hiszpanii, Portugalii… Tam ludzie również pracują… ale mają też czas na zwykłe życie: na odpoczynek, spędzenie czasu z rodziną, posiedzenie w kawiarni itd. Nie są tacy stale spięci, zaszczuci i zestresowani jak my, Polacy. To widać na każdym kroku. Chodzą powoli, wyluzowani, uśmiechnięci, zadowoleni, serdeczni…

Im dłużej obserwuję to wszystko, tym coraz częściej nasuwa mi się jeden wniosek. Nie odpowiada mi taka rzeczywistość. Taki model, styl życia, jaki proponuje nam ten rząd, i to społeczeństwo. Jaki jest nawet sens mordowania się przez minimum pięć lat ze studiami, kiedy po ich ukończeniu jedynym, czego możesz oczekiwać, to kiepska praca za jeszcze gorsze pieniądze? Lub w alternatywie: zasilenie szeregów bezrobotnych...

Do końca studiów został mi rok. Jeśli nic w tym kraju nie ulegnie zmianie: pakuję się, i uciekam za granicę. Nie jest mi do niczego potrzebny rzekomy prestiż polskiej „kariery”, kiedy nawet w takiej Anglii zwykły, przysłowiowy „pomywacz garów” zarabia czasem więcej, niż niejeden „Pan Manager” tutaj…

Nie chcę za niczym gonić. Chcę jedynie czuć, że żyję. Że to co robię- ma sens. I że nie muszę miesiąc w miesiąc liczyć grosza za groszem. 


Na podsumowanie: „Jest super”, z repertuaru T. Love. Piosenka z 1997 roku. Śmieszne, że minęło 14 lat od daty jej powstania, a jest ona nadal w pełni aktualna... 
I te jakże wymowne, „przyklejone” uśmiechy... To właśnie kwintesencja tego kraju.

Link do odpalenia, o tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=kfH1hxvAN30 Enjoy!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz