niedziela, 23 marca 2014

Tides from nebula

Podobno jeśli zapełniasz swoją codzienną egzystencję wieloma pasjami, zainteresowaniami i dodatkowo angażujesz się w jakieś przedsięwzięcia stale zalewając nimi swój grafik- możesz uchronić się od nudy, apatii oraz marazmu. Twój umysł dzięki stale nowym bodźcom nie będzie miał tak naprawdę czasu, by skupić się na negatywnych stronach życia. A więc żegnaj Depresjo, żegnajcie Czarne Myśli, żegnaj, drogie Zmęczenie!

Gdyby to wszystko było takie proste i prawdziwe, to pisałby tu teraz nie Wielki Żeglarz Małej Kałuży, a Pan Szczęśliwy. Bo przecież od dwóch miesięcy praktycznie nie mam chwili, by rzeczywiście odpocząć. Zmieniłem miejsce pracy i ciągle staram się przywyknąć do nowych warunków. Następnie: osobne zlecenie, miesiąc jeżdżenia i życia poza domem. Co 4-5 dni inny region, inne miasto. A w przerwach oczywiście mój "normalny" job- przez co właściwie swój pierwszy wolny dzień miałem jakieś dwa tygodnie temu (poświęciłem go na odsypianie). Teraz za to prawie nie wychodzę z pracy.

Więc nie, nie jestem jednak Panem Szczęśliwym. Codziennie budzę się po w pół nieprzespanej nocy, zmęczony gorzej niż gdybym nie zasnął w ogóle. Nie mam czasu oraz chęci na szukanie nowej muzyki (patrz: poprzedni post), na znajomych... i chyba rzygam nawet na samą myśl o robieniu prób oraz nagrywaniu z moim zespołem. Męczy mnie brak widocznych rezultatów oraz to, że wszystko co z tym związane idzie po prostu jak krew z nosa... Dochodzę coraz częściej do wniosku, że tak naprawdę otoczyło mnie znowu dużo martwych spraw lub połączeń, które się totalnie wypaliły... lub samoistnie zmierzają ku rychłemu końcu. Coś z tym trzeba zrobić. 

Wczorajszego dnia wyszedłem z pracy jak jakiś zombie, żywy trup. Zapierdol był taki, że gdy przyjmowałem ostatnie zamówienia to właściwie nie rozumiałem, co mówi do mnie osoba stojąca naprzeciwko. Spotkałem się po wszystkim z R., poszliśmy na piwo a potem na koncert moich ukochanych Tides From Nebula. Bałem się, że z tego zmęczenia nie będę w stanie już nawet ustać na nogach, ale nie... Kiedy zaczęli grać, wróciły mi siły witalne. Znów mogłem myśleć trzeźwo, poczułem siłę w mięśniach. I tego mi chyba właśnie brakowało. Totalnego oczyszczenia. Poszedłem więc w tłum, wyłączyłem na chwilę opcję <myślenie> i po prostu pozwoliłem się porwać dźwiękom... Cała magia Tides'ów. 



Czuję, że moje ciało i głowa wołają już rozpaczliwie o odpoczynek, reset. Nie chodzi o sen, lub cały dzień nic-nie-robienia. Potrzebuję zwyczajnej beztroski, wyłączenia bodźców i nie myślenia absolutnie o niczym, o pracy, zobowiązaniach, liście rzeczy do zrobienia... Może mnie ktoś wyłączyć? 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz