sobota, 15 lutego 2014

Fryzjerka w wagonie PKP

Życie w Wielkim Mieście nauczyło mnie tego, że gdy tylko podchodzi do mnie na ulicy jakaś zupełnie obca osoba i zaczepia słowami: "Dzień dobry, przepraszam Pana...", to prawie jak z automatu- nie czekając na dalsze słowa- wypalam: "Sorry, ale nie mam żadnej kasy". I bez zatrzymywania się pruję dalej przed siebie. Nie mam ochoty na wysłuchiwanie kolejnej, chwytającej za serce opowieści z ust śmierdzącego wódą żula o tym, że zbiera pieniądze na receptę dla chorego dziecka, czy na bilet. Wydaje mi się, że nie jestem w tym osamotniony. Zresztą podobną tendencję zauważam niemal w każdym mieście w którym jestem. Gdy podchodzę do kogoś próbując spytać o drogę- reakcje wszędzie są identyczne. Postawa obronna, zbywanie lub strach w oczach- bo pewnie poprosi o pieniądze... I dopiero gdy okazuje się, że pytam jedynie o drogę, otwiera się tajemna bariera. Twarze się rozpogadzają, łagodnieją gesty i mogę liczyć na pomoc.

Jest to nieco przygnębiająca wizytówka naszych czasów; choć muszę przyznać, że sam działam dokładnie w ten sam sposób. Sytuacja z dnia wczorajszego- idę szybkim krokiem w kierunku dworca i nagle słyszę:
- Halo, przepraszam Pana...
Lustruję spojrzeniem dwóch gości z naprzeciwka i rzucam wyuczoną niczym u psa Pawłowa, standardową formułkę:
- Wybaczcie chłopaki, ale nie mam żadnych pieniędzy.
I nagle ląduje na mojej głowie czerwone z zażenowania wiadro zimnej wody, kiedy słyszę zdziwione:
- A... ale my tylko chcieliśmy spytać, czy nie wiesz jak dojść na Będzińską...
Wizytówka naszych czasów.

Parę minut później stoję już na peronie w Gliwicach i czekam na pociąg. Upajam się pięknym porankiem: przez linie trakcji elektrycznych przebija się słońce, kolorowe niebo przypomina miękkie, impresjonistyczne pejzaże, do tego jest ciepło i wieje leciutki wiatr. Nie może być już nic lepszego, zważywszy nawet na porę roku. Obok mnie stoi szczupła, wysoka, ładna dziewczyna i co chwila spogląda w moim kierunku. Choć planowy odjazd ma mieć miejsce za jakieś 7-8 minut, wypala:
- Chyba się spóźni, jak ci się wydaje?
- Wiesz, w sumie ma odjechać dopiero za kilka minut. Pogoda jest super, więc powinno być raczej bez żadnych utrudnień? Chociaż nic nigdy nie wiadomo- ostatnio czytałem gdzieś o pociągu, który miał takie opóźnienie, że został oficjalnie uznany za zaginiony. 
Dziewczyna śmieje się i pyta, dokąd jadę.
- Opole. A ty?
- Do Wrocławia. Kilka godzin jazdy przede mną...
- Studia, czy raczej do pracy?
- Nie, nic z tych rzeczy. Rozstałam się właśnie z chłopakiem, więc jadę tam po swoje rzeczy i przeprowadzam się.
Skład podjeżdża na peron, więc poprawiam plecak i wyciągam swój bilet. Nieznajoma robi to samo i zagląda mi przez ramię:
- Jaki masz numer wagonu? Ja jadę 17stką.
- Mój to 19- odpowiadam.
- Myślisz, że jeśli usiądziemy w tym samym, to konduktor nas skrzyczy podczas kontroli biletów, że nie trzymamy się przydzielonych miejsc? - pyta - Bo czasem im się to zdarza, chociaż nie wiadomo jaki jest w tym sens.
- No to możemy sprawdzić na kogo trafimy, co ty na to?

Po chwili zajmujemy miejsca i rozmawiamy dalej. Przypomina mi się ten fragment z filmu "Fight Club", kiedy narrator wykłada swój monolog na temat jednorazowości życia w podróży. I czuję się dokładnie tak, jak on. Gdziekolwiek jesteś- hotel, pociąg, przystanek tramwajowy- wiele rzeczy jest jednorazowych. Jednorazowe masło w trakcie spożywania hotelowego śniadania. Jednorazowe mydło i szampon do mycia włosów. Jednorazowa tubka żelu pod prysznic. A dziewczyna siedząca obok mnie w przedziale wagonu to właśnie jednorazowa znajoma.

 Z jakichś dziwnych powodów o swobodzie komunikacji decyduje najczęściej umiejętność gadania o pierdołach. Ale nie ma przecież czemu się dziwić: na pierwszym spotkaniu nie rozmawia się raczej na temat sytuacji gospodarczej Ugandy czy problemów dotyczących tolerancji gejów i lesbijek w międzynarodowych korporacjach. Mimo wszystko czasami bywa interesująco, zwłaszcza gdy masz do czynienia z kimś totalnie nieznajomym. Najgorsza jest jedynie krępująca cisza, która nagle zapada kiedy próbujesz wymyślić, w którym kierunku pociągnąć dalej konwersację. Nam się to na szczęście nie zdarzyło. Dziewczyna okazuje się niezwykle rozmowna, a ja nie staram się jej przerywać. Więcej słucham, niż wykładam na przysłowiowy stół. Nie czekam usilnie na swoją kolej mówienia, przytakuję i podtrzymuję płynność rozmowy zadając drobne, wyciągające pytania.

Nieznajoma ma na imię Sandra. Niedawno skończyła 22 lata i pracuje jako fryzjerka. Z chłopakiem rozstała się, bo ten był po prostu nierozważnym, niedojrzałym bałwanem. Wolał imprezy, chlanie i kolegów, zamiast spędzać z nią czas lub nawet cokolwiek pomóc. Nie chciało mu się nawet iść na egzamin, bo tak się ostatnio spił. Miarka przebrała się, kiedy nakryła go na podrywaniu jej koleżanek. Dlatego spakowała się i odeszła. Teraz myśli o pójściu na jakieś studia, najlepiej do Wrocławia albo nawet Krakowa. Chciałaby też podróżować, ale na tą chwilę nie ma na to funduszy. Od czasu do czasu zagaduje mnie, co robię, czym się zajmuję. Opowiadam jej o moim zleceniu, podróżach, studiach które ukończyłem. Mówię, że taki moment jak teraz to doskonały fundament dla diametralnych zmian. Skoro nic jej tu więcej nie trzyma- niech zmieni miasto, pracę, zacznie studiować coś, co ją interesuje. Pozna nowych ludzi. 

Czasem spoglądam na pozostałych ludzi w przedziale. Pewnie ich dziwi ta nasza konwersacja. Kiedyś byłoby to prawie na porządku dziennym, ale teraz pociągowe przedziały są pełne indywidualnych, odizolowanych sterylnie światów. Planeta Czytam Książkę. Planeta Oglądam Serial Na Laptopie. Planeta Ja i Mój Tablet. Tymczasem dwie godziny mijają jak z bata strzelił. Wychodzę pierwszy, więc powoli ubieram się i sprawdzam plecak. 
- Jakbyś był jeszcze kiedyś w Gliwicach albo okolicy to daj znać, pójdziemy gdzieś na piwo- mówi Fryzjerka. 

Uświadamiam sobie, że w innych okolicznościach to jest ten moment, kiedy powinienem poprosić o jej numer telefonu. Widzę też, że ona bardzo na to czeka. Nie robię tego jednak: po prostu więcej się nie spotkamy, a poza tym jestem zakochany. Wstaję zdecydowanie i mówię:
- Dziękuję za rozmowę. Bardzo miło było mi cię poznać. Dbaj o siebie, i powodzenia na nowej drodze! 
- Wzajemnie. Trzymaj się i też na siebie uważaj.- podaje mi rękę i uśmiecha się na pożegnanie. Była jedną z najciekawszych jednorazowych znajomych, jakich dotąd spotkałem. A kontrola biletów w ogóle nie miała miejsca.

3 komentarze:

  1. Wszystko ładnie-pięknie, ale... "czerwone z zażenowania wiadro zimnej głowy" WTF?? I nie chodzi mi o to, że miało być "wody" a nie "głowy" ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, no rzeczywiście dołożyłem do pieca heheh- to chyba moja najbardziej grafomańska metafora ever, nie sądzisz? :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Sądzę ;) Każdemu się czasem może zdarzyć :D

    OdpowiedzUsuń