środa, 26 września 2012

Halo, odbiór!

Właśnie dotarło do mnie, że chyba pierwszy raz od jakichś dwóch miesięcy położę się dziś spać bez żadnych zmartwień i trosk. Zamykam stopniowo wszystkie niedokończone sprawy: szkolenia firmowe mam za sobą; zaś w aktach dziekanatu leżą sobie trzy oprawione egzemplarze mojej pracy magisterskiej. Indeks i dokumentacja dostarczona, zegar odpalony- teraz jedynie mogę czekać spokojnie na termin obrony. Dawno już nie czułem takiej ulgi- prawdziwy "kamień z serca"… Nie ma co ukrywać: ostatni miesiąc, czyli końcowy etap mojej pisaniny nie miał w sobie nic ze słodkiej sielanki pracy naukowej. To naprawdę była walka z czasem i samym sobą: pot, krew, zaciskanie zębów i liczne bluzgi… Odbiło się na tym wszystko dookoła: nie było kontaktów z Nią, z przyjaciółmi, nie było mowy o hobby… z kolei ja sam zamieniłem się w małe, chodzące, znerwicowane i sfrustrowane centrum ciemnych chmur burzowych, szukających okazji na wyładowanie złej energii… Aż do dziś, kiedy ze sporym łutem szczęścia udało mi się dopełnić wszystkich formalności.


Gdzieś w głowie kiełkuje mi teraz myśl, w którą nie potrafię jeszcze na dobre uwierzyć. Jakiś tydzień, ewentualnie dwa- i zakończę naprawdę spory rozdział mojego życia. Będę miał wreszcie czas… na to co kocham, co lubię, a z czego niekiedy trzeba było rezygnować ze względu na szkołę. Koniec ze spoglądaniem na plany zajęć, rezerwowaniem weekendów, dojazdami i co semestralnym spłukiwaniem się z gotówki… Rety… Myślę o tym, i nadal nie dowierzam. Zapowiada się naprawdę piękna perspektywa. Już nie mogę się doczekać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz