Kocham Youtube'a. Naprawdę. Od paru dobrych lat szukam dzięki niemu nowych brzmień... i takich "smaczków" jak ten powyżej.
Często zastanawiam się nad fenomenem muzyki. Jak to jest, że czasem naprawdę nie trzeba tworzyć skomplikowanych struktur? Tak jak tutaj: trzy akordy na krzyż, cztery proste linijki tekstu (cover Eltona Johna, tak by the way), zaledwie minutowy występ. A jednak- dzieje się magia. Kolejny raz- teatr jednego człowieka. Już przyzwyczaiłem się do tego, że Fru to żywy, chodzący strumień emocji...
W moim życiu jest tak, że jakimś ważnym chwilom towarzyszy muzyka: pojawiają się konkretne piosenki które dziwnym trafem zawsze trafiają w sedno tego, co akurat czuję, co chciałbym przez nie wyrazić, wykrzyczeć lub dać ujście emocjom i myślom. Niekiedy mam wrażenie, że to wszystko jest jak film: kolejne klatki, kolejne wydarzenia, metamorfozy, ścieżki dźwiękowe.
W tym tygodniu poznam prawdopodobnie termin mojej obrony. Już od dawna nie odczuwałem tak wyraźnie, że naprawdę stoję u progu jakiegoś istotnego etapu. Coś się ewidentnie kończy... ale też i zaczyna. Spoglądam trochę wstecz i robię małe podsumowania. Coraz rzadziej wierzę, że rządził tym jedynie ślepy przypadek lub ciąg losowych zdarzeń, które nie układały się w konkretny wzór. Nic z tych rzeczy... Wszystko jest jakby spójne i połączone. Jedno warunkuje drugie, a ja z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zaczynam rozumieć moją dotychczasową drogę. (... albo tak mi się jedynie wydaje). Cóż, czas pokaże. Na razie jeszcze czekam...