środa, 4 lipca 2012

Frusciantism

 "Tkwię pośrodku niczego
  Myśląc o sprzątnięciu tego
  Gdy decydujemy się odejść tracimy więcej niż tylko to co nas otacza
  Okrążyłem strony tego wszechświata który jest
  Poza granicami wszystkich istnień
  Gdzie światło nigdy się nie kończy

  Powinniśmy być wdzięczni bogom
  Kimkolwiek są naprawdę
  Podejrzewam że mogę trafić do piekła
  Pamiętam moment w którym upadłem

  Cokolwiek co mogłoby się zdarzyć jest tak samo realne jak to co mówię
  Jeśli coś jest niczym to nie może być czymś w żaden możliwy sposób
  Gubisz się w dalekich krainach, które są pod twoimi stopami
  Przeważnie schodzisz niżej w nieskończoność

  Powinniśmy być wdzięczni za to kim jesteśmy
  Nieważne czy znamy siebie czy nie
  Idę obok siebie
  Żadne z nas nie słucha zbyt uważnie

  Obawiam się czasu który nie nadchodzi
  Jak człowiek na krzyżu nie czuję lęku nie mogę uwierzyć w to co mówię
  Musisz czuć swoją kwestię...
  Musisz czuć swoją kwestię..."



 John Frusciante (gitarzysta Red Hot Chili Peppers) zawsze był dla mnie kimś w rodzaju rockowego mistyka. Kiedy słucham jego gry i śpiewu, lub obserwuję jak porusza się wśród dźwięków na scenie- przez ciało przechodzi mi setka myśli, emocji oraz uczuć. Wszystko to działanie jednego człowieka i jednej potężnej siły: wrażliwości. Z niego to po prostu wychodzi samo. Łatwo to zauważyć w subtelnych detalach: sposobie w jaki trzyma gitarę, w mimice twarzy, gestach. Gdy widzę coś tak szczerego, trudno oprzeć mi się wrażeniu, jakby Fru w swoim życiu przeszedł jakąś niewidoczną granicę pomiędzy wymiarami. Wydaje się, jakby był w połowie tutaj, i w połowie tam- gdzie ludzkie poznanie już nie sięga. Nie umiem tego wyjaśnić- dla mnie jego styl to czysta magia.

W jednym z wywiadów dla magazynu Rolling Stone Fru powiedział kiedyś coś takiego: "Muzyka jest twarzą boga. Gdy w grze na gitarze intelekt przeważa nad duchowością, nie dociera się na najwyższe szczyty. Tak długo jak ulegam tym mocom, moja twórczość jest pełna znaczenia, jest sensowna". I coś w tym jest. Od kilku dni słucham jego nagrań prawie cały czas. Czuję tam to, czego szukam od zawsze w muzyce: szczerość, prawdę, jakiś uniwersalizm, absolut. Coś ponadczasowego, nie dającego się ogarnąć i zamknąć w małych, przyciasnych szufladkach katalogów. 

Wrażliwość, uczucia, serce, dusza. Frusciante klucz do ujarzmienia tych żywiołów odnalazł w melodii i emocjach, nagrywaniu metodą analogową, brudzie w dźwięku... Dzięki temu mamy coś istotnie wartościowego- PRAWDĘ, nie zabijaną przez technologię oraz komputery. I to słuchać w każdej minucie jego utworów...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz