Cały dzień chodzi mi po głowie pewien utwór. No więc proszę bardzo: Ptaky, i tytułowa „Rzeka”.
W związku z tym- mała refleksja. Nie wiem, czy to akurat nastrój… (bo w końcu nadszedł listopad, bo jesień, bo święto zmarłych). Ale czasem wydaje mi się, że życie to właśnie taka jedna wartka i pulsująca rzeka. Narodziny to początek- źródło którego nie pamiętamy; jest też śmierć- ujście, koniec jakiego nie damy rady przewidzieć ani uniknąć. W międzyczasie płyniemy poprzez nią, niekiedy o własnych siłach, świadomie, z wiarą i przekonaniem. Innym razem bezwładnie dryfujemy, zdani na łaskę losu bądź przychylność gwiazd. Żeglujemy z prądem i pewnie częściej- raczej pod prąd. Przeciwności, zakręty, mielizna i otchłań dna…
Metafora życia jako rzeki jakoś mocno do mnie przemawia. Nurt kołysze nas przez miesiące i lata, a my zupełnie nie możemy przewidzieć, dokąd zechce nas zanieść. Jedna wielka niewiadoma: kim się staniemy, jaką jakość uzyska nasza egzystencja, jakich ludzi spotkamy na swojej ścieżce…
Myślę o tym wszystkim. Tak- wiem, że jestem tylko drobnym pyłem w ogromie tego świata… punktem w rozgałęzieniu milionów różnych rzek. Płynę, i niekiedy boję się tylko szybkości tego nurtu. Boję się ulotności zjawisk, przemijania i niewiadomych. Próbuję wyciągać dłonie i zaczepić się choćby na moment o jakiś wystający korzeń. Pozostać w jednym miejscu, zatrzymać (lub spowolnić) bieg czasu. Przeniknąć przestrzeń znaków zapytania, i wiedzieć choć raz, jak to dalej będzie…
"Wszystko co mam- to życia dar
A to kim jestem przez chwilę będzie
Z nurtem gdy w dal płynę przez czas
Wszystko kim jestem zaraz odejdzie
A to kim jestem przez chwilę będzie
Z nurtem gdy w dal płynę przez czas
Wszystko kim jestem zaraz odejdzie
Tylko to wiem, co z nurtem chwyci życie moje..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz