Potencjał możliwości człowieka jest nieskończony. Mam tu oczywiście na myśli kreatywność oraz zdolności do budowania nowych koncepcji czy idei… Bo jak powszechnie wiadomo- jeśli czujemy nachalne przypływy twórczego geniuszu- ograniczenia prędzej czy później się pojawią same (zwykle w postaci konkretnego budżetu finansowego).
Mam taką teorię, że każda osoba, która posiada coś takiego jak "szersze horyzonty”- bardziej otwarty umysł, przenikliwy sposób postrzegania, myślenia itd.- odczuwa taki dziwny, nieustanny "głód". To jest jak wiatr, który zawsze skądś gdzieś wieje; ciągle pcha do przodu, każe iść naprzód, nie zatrzymywać się.
Czasem czuję, jakby moje życie było takim osobistym, wewnętrznym wyścigiem, w którym mierzę się… właściwie ze sobą samym. Taka podróż z punktu A do Z, pełna tego wiatru o którym piszę wyżej, cichych podszeptów tzw. "prawdziwego ja", które totalnie źle się czuje, gdy zmuszone jest stać w miejscu zbyt długo.
Czy więc sens egzystencji stanowić może właśnie tego rodzaju gonitwa? W sensie: ucz się, poznawaj, doświadczaj i wyciągaj wnioski? Jak to jest, że pewne osoby zupełnie dobrze czują się w zamkniętym środowisku z wytyczonymi granicami (których po prostu nie przekraczają); zaś inne (ci poszukiwacze) dosłownie nie mogą usiedzieć w miejscu, jeśli nie spróbują zgłębić tego nie poznanego? Czy oznacza to jakiś większy poziom świadomości?
Zauważyłem, że wraz z wiekiem zaczynam odczuwać coraz większy niedosyt… Taki, który każe szukać, rozglądać się, usprawniać. Dalej, i dalej. Żałuję tylko, że nie jestem właścicielem małej, poręcznej maszynki czasowej- bym wszystko mógł sobie rozplanować, zrealizować i przyswoić (nie zaniedbując np. snu).
Wczoraj zdałem dosyć ważny egzamin, związany z moją pracą (taki z cyklu: "To be, or not to be…"). Jak to zwykle bywa- musiałem opanować spory zakres wiedzy, i to zarówno w teorii, jak i w praktyce. Zaliczyłem, ba! - nawet celująco. Najpierw pomyślałem, że dzięki temu będę mógł sobie wreszcie odpocząć i oddać się na jakiś czas słodkiemu zupełnie-nic-nie-robieniu. Zaraz jednak pojawił się ten wewnętrzny głos, ta potrzeba. "Jest tyle rzeczy, które mógłbyś opanować; wiedza, doświadczenie- nie trać czasu na stanie w miejscu, dąż do perfekcji". Głód, pragnienie, apetyt… Wciąż mi za mało, potrzebuję więcej. To silniejsze ode mnie.
It's not enough.
I need more.
Nothing seems to satisfy.
I don't want it.
I just need it.
To breathe, to feel, to know I'm alive.
I need more.
Nothing seems to satisfy.
I don't want it.
I just need it.
To breathe, to feel, to know I'm alive.
Gdzie znajduje się ta subtelna granica- czy człowiek (w nawiasie: poszukiwacz) może dojść do punktu, w którym poczuje pełną satysfakcję z tego kim się stał, co wie, i czego doświadczył?
Korzystanie z owoców drzewa poznania (niekoniecznie tego od ‘dobra i zła’) naprawdę jest przyjemne. Nie umiem polegać na tym, co zdobyłem do tej chwili- muszę wyjść naprzód i próbować sięgnąć jeszcze dalej.
„Following our will and wind we may just go where no one's been”. Spiral out. Keep going.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz