Karma is a bitch. Sometimes.
Nie piszę tego akurat w złym kontekście. A już na pewno nie z pretensją. Od prawie miesiąca codziennie medytuję. Niekiedy nawet i dwa razy. Cieszę się z tego faktu- bo jest to swojego rodzaju powrót do tych praktyk i to po wielu latach. Kiedy jakieś 10 lat temu po raz pierwszy zetknąłem się z buddyzmem- zacząłem również medytować. Niestety zabrakło mi tu konsekwencji, do tego przyszło zniechęcenie ze względu na brak odczuwalnych postępów. Pomijam też fakt, że byłem w tym temacie zupełnym żółtodziobem, a w tamtych czasach nie miałem jeszcze takiego dostępu do sieci czy nawet do ogólnych informacji. Więc było to poniekąd praktykowanie trochę po omacku. Dzisiaj za to odpalasz sobie Wujka Google lub Ciocię Wikipedię i możesz czytać o tym przez dłuuugie tygodnie.
Nadrobiłem więc braki. Medytuję. Czuję, jak powoli- ale systematycznie- następują pewne zmiany. I (nie zapeszając) poprawa. Także leki zaczęły działać. Od kilku dni mam co prawda lekki spadek, ale ogólnie ostatnie tygodnie to był niemal nieustanny raj hiperaktywnego haju. Wychodzisz przed blok, a słonko mówi ci: "Dzień dobry!". Przestałem się zadręczać wieloma rzeczami. Pilnuję się, próbując wyeliminować sześć przeszkadzających płaszczyzn: dumę, zazdrość, przywiązanie, niewiedzę, skąpstwo, gniew. Codziennie w trakcie medytacji wysyłam dobre życzenia. Nawet (właściwie: zwłaszcza) dla tych osób, z którymi bywa mi nie po drodze. Wydaje mi się, że stopniowo zaczynam się otwierać na to, co wysyła w moim kierunku przestrzeń. Drobne sygnały, sprzężenia zwrotne. Jestem jeszcze ślepy jak kret w biały dzień. Coś tam jednak zaczynam odbierać.
Od jakiegoś czasu zastanawiałem się trochę nad koniecznością zmian- związanych także z miejscem zamieszkania. Jeśli więc do tej pory miałem jakiekolwiek wątpliwości dotyczące znaków wysyłanych mi przez przestrzeń- to zostały one chyba definitywnie rozwiane. Ostatni tydzień spędziłem w Olsztynie. Odpocząłem, spotkałem się z przyjaciółką, zrobiłem nowy tatuaż. Wracam, i jakiż ogromny był mój kompletny brak zdziwienia, kiedy od progu współlokator poinformował mnie, że wraz z końcem grudnia właścicielka mieszkania wypowiada nam umowę. Karma is a bitch :) Zaśmiałem się tylko. To taka przysłowiowa kropka nad "i".
Tak więc zanosi się na zmiany. Myślę intensywnie o Wrocławiu. Ciągnie mnie tam coś. Do końca grudnia zostało jeszcze sporo. Jutro mam kolejną wizytę u psychiatry. Liczę na kontynuację zwolnienia. Byłoby mi to na rękę- miałbym dużo czasu na ogarnięcie wszystkiego na spokojnie. Obym też zdążył wyhodować parę stalowych jaj, które pomogłyby mi podjąć konkretne decyzje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz