poniedziałek, 18 sierpnia 2014

"Troszkę bardzo, z całej siły"

Za mną jakieś trzy parszywe dni. Niby miałem wolne, ale tak naprawdę nie robiłem totalnie nic. Zero sportu, integracji z ludźmi. Praktycznie leżałem tylko w łóżku i oglądałem filmy na kompie. Apatia pełną gębą. 

Porządkowałem swoje rzeczy, i w moim starym zeszycie znalazłem kartki z życzeniami od M., z różnych okazji: Walentynki, Boże Narodzenie, nasze rocznice... Przeczytałem tą z 3 marca 2014, z moich ostatnich urodzin. "I pamiętaj, że troszkę bardzo, z całej siły"- tak mówiła, kiedy chciała dać mi do zrozumienia, że mnie kocha. Wodziłem więc oczami po tym, co napisała i śmiałem się w duchu. Jakie to ma znaczenie, i jak się do tego odnieść, gdy praktycznie pół miesiąca później postanowiła się ze mną rozstać? Ile było prawdy w tych słowach? Czy w ogóle była w tym jakaś miłość, czy jedynie iluzja i zwidy? Po co też komuś serwować takie wyznania, skoro nie mają one najmniejszego pokrycia w rzeczywistości? Totalnie tego nie rozumiem. Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa... W jakąkolwiek stronę by nie spojrzeć. Nie umiem teraz patrzeć na zjawisko "miłości" bez jakichś chorych pokładów krytycyzmu. Wystarczy, że obserwuję to co wydarza się wokoło mnie. F. niemalże się rozwodzi. Tyle mu przyszło z wesela na pełnej pompie i poprzedzających to trzech lat poznawania swojej uroczej partnerki. Dwa tygodnie temu przyszła do mnie G. Narzekanie na swojego faceta, wątpliwości, pytania bez odpowiedzi... A tyle tam przecież uczuć. Kilka dni wstecz byłem na kilku piwach w plenerze nad Wisełką. Spotkaliśmy się gromadą, nagle w trakcie podchodzi do mnie Z. i całuje mnie dosyć namiętnie w ucho. Wszystko fajnie, tyle że za nią stoi facet, z którym chajta się za kilka miesięcy. Na szczęście nie zauważa tego. Pytam ją, co się dzieje- odpowiada: "Wkurwia mnie już". 

W sobotę byłem świadkiem na ślubie cywilnym mojego basisty. Uśmiechałem się, ale patrzyłem na nich i czułem smutek w środku. Widziałem ich szczęście, to, jak się dogadują (są ze sobą bardzo krótko), ciepło uczuć w oczach. Zastanawiałem się, jak długo będzie im to dane... jak długo to wytrzyma. Czy tylko statystyczne trzy lata, czy całe życie? Zanim się sobą nie znudzą, nie poznają w pełni, zanim nie opadnie chemia, nie wypali się ogień? Jak zmienią się ich spojrzenia, gdy znienawidzą się i zaczną wypominać wszystko co złe na przestrzeni tych lat? Uśmiechałem się więc i w głębi serca życzyłem im, by takie rzeczy nigdy ich nie dosięgły. By byli zaprzeczeniem wszystkich złych spraw, jakie dostrzegam obok. Aby swoim życiem pokazali, że to ma po prostu jakiś sens... 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz