Więc uciekam. Zamykam oczy i uciekam, do moich myśli oraz bezpiecznych drzwi z napisem: liceum. Po chwili jestem tam, wśród pachnącej aury. W pokoju na rogatkach miasta, gdzie są zielone ściany, dywan, stara kanapa oraz fotel. W kącie pali się przyciemniana lampa, dając delikatne, żółte światło- idealnie współgrające z drewnem okiennic, żaluzjami bambusowymi, starym radioodbiornikiem z lat 60'tych, roślinami, książkami i kolekcją płyt winylowych. Z plakatu na ścianie spogląda na mnie koncertowe ujęcie Eddiego Vedder'a z Pearl Jam'u, opartego plecami o gitarzystę Mike'a McCready'ego. Tuż obok wisi mata trzcinowa, do której poprzyczepiane są szpilkami czarno-białe, własnoręcznie wywołane zdjęcia. Pełne plam, ubytków i kropek (bo odczynniki były stare). Tuż obok drzwi stoi dumnie czechosłowacka kopia Gibsona Les Paula- Jolana Diamant: najlepsza gitara elektryczna, na jakiej grałem w swoim życiu. Zaraz przy niej leży sobie kot. I śpi. Z głośnika komputera sączy się muzyka. Prawdziwa, autentyczna, a z perspektywy obecnych czasów: już legendarna. Izrael, Pearl Jam, Smashing Pumpkins, DAAB, Pidżama Porno, Marley czy Dżem.
Mam ogoloną na łyso głowę i siedzę w czarnym, wyciągniętym swetrze, który dostałem od G., gdy był pijany. Popijam herbatę z miodem i malinami. Rozkoszuję się spokojem, dźwiękiem piosenki, zapachem powietrza oraz takim dziwnym uczuciem, że w tej oto jednej chwili niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba. G. się podnosi, zabiera z pudełka po butach kasetę Dżemu i idziemy do piwnicy, w której urządziliśmy ciemnię do wywoływania zdjęć. Tamtego dnia wyprodukowaliśmy poniższy fotomontaż:
Mam 17 lat a na drugie imię: Wolność.
Od tamtej pory minęło jakieś 11 lat. Brakuje mi tego spokoju, beztroski, poczucia, że jestem niezniszczalny i mogę zmieniać świat. Tęsknię za prawdą muzyki tamtych czasów, świeżością odkrywania nowych rzeczy. Bo tak- okres liceum to było nieustanne odkrywanie. Nowych piosenek, książek, ludzi, relacji. Pierwszych tanich win. Głupot oraz mądrości. Tęsknię też za pokojem na rogatkach miasta i za starym kumplem, który tak naprawdę otworzył mi oczy... na życie. Dzięki któremu nie bałem się niczego, co działo się wokół mnie. Nie ważne, czy było dobrze, czy źle.
Dziś już nie mamy ze sobą kontaktu. Powędrowaliśmy w przeciwne strony, i teraz jest nam raczej dalej niż bliżej. Czasem jest mi przykro, choć wiem gdzieś w duszy, że tak po prostu być musiało. Niestety. Ale tak to już jest. Ktoś mądry powiedział kiedyś, że w życiu pewne są tylko trzy rzeczy: zmiany, śmierć i podatki. Więc siedzę teraz sam w ogrodzie, wśród umarłych kwiatów. Bo raz na wozie, a raz pod wozem.