Co do samego kalendarza Majów- czytałem, że zapowiadali oni raczej nie apokalipsę w znaczeniu jaki utarł się w naszej zbiorowej świadomości, a po prostu przełomową datę i zmierzch epoki: jakieś wydarzenie, które ma zmienić raz na zawsze postrzeganie istoty drugiego człowieka. A że w ich zapisach po dacie 21.12.12 nie widnieje nic dalej... Cóż, analogicznie- kiedy nam kończy się kalendarz... idziemy do sklepu i zwyczajnie kupujemy następny.
Czasami lubiłem sobie wyobrażać Koniec Świata. Niespecjalnie wierzę w biblijną wersję sądu ostatecznego, najazd przybyszy z kosmosu ani apokalipsę żywych trupów. Najbardziej obawiałbym się, że to my sami- ludzie- moglibyśmy zgotować sobie zagładę. Jakiś nowy, okrutny konflikt zbrojeniowy lub ewentualnie gniew natury za sposób, w jaki czasami z niej korzystamy. Generalnie świat dążył zawsze w swej mądrości do równowagi, tymczasem my zaburzyliśmy i przekroczyliśmy ją już dawno temu...
Tak czy inaczej- wydaje mi się, że perspektywa nadejścia jutra jest jednak nadal osiągalna i wysoce prawdopodobna. Jeśli nagle ujrzę na wieczornym niebie rozświetloną asteroidę pędzącą w naszym kierunku to po prostu pojadę do najbliższego sklepu monopolowego i pożegnam się z ziemskim padołem jakąś huczną imprezą. W ostatnich chwilach wypadałoby to wziąć "na klatę" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz