piątek, 9 listopada 2012

Samsara

Czy film, w którym przez ponad 90 minut nie pada ani jedno słowo dialogu może być w ogóle interesujący? Okazuje się, że tak. 20 lat po nakręceniu kultowej "Baraki" reżyser Ron Fricke zabiera nas w poetycką wędrówkę przez 25 krajów i różnych kultur. Arcydzieło nosi tytuł "Samsara"- kręcono je przez 5 lat, wyłącznie na taśmie 70 mm... To jeden z tych obrazów, które wyciskają emocje i po prostu zmuszają do refleksji. 



Samsara - w hinduizmie, dżinizmie i buddyzmie termin ten rozumiany jest dosłownie jako nieustanne wędrowanie, czyli kołowrót narodzin i śmierci- cykl reinkarnacji, któremu od niezmierzonego okresu podlegają wszystkie żywe istoty. Po każdym kolejnym wcieleniu następne jest wybierane w zależności od nagromadzonej karmy. W buddyzmie samsara oznacza również cykl przemian, któremu podlegają wszelkie byty i zjawiska włącznie z naszymi myślami, uczuciami i ciałami. Jest to powtarzany w nieskończoność proces tworzenia i upadku. We wczesnych buddyjskich tekstach samsara nie oznacza odpowiedzi na pytanie: "Gdzie jesteśmy?". Bliższa jest pytaniu "Co robimy?". Zamiast miejsca jest proces: tendencja do ciągłego tworzenia światów i zamieszkiwania ich. Gdy jeden świat upada lub znika, ty tworzysz inny i idziesz do niego. W tym samym czasie spotykasz ludzi, którzy tak samo jak ty stworzyli swoje własne światy… 

Ta idea zdaje się mocno przyświecać całej tej produkcji. Obserwujemy tu zarówno rozwój cywilizacji oraz jej wpływ na świat, sylwetki ludzi, kultury, style życia, ale także piękno natury, jej potęgę i pewne prawdy, mechanizmy rządzące naszym uniwersum. Zapisane jest to symbolicznie na każdej klatce filmu... Jednocześnie obraz po prostu popycha i zmusza nas do refleksji. Bo sporo tu kontrastów. Pęd metropolii, "kultura" świata zachodu, degeneracja i spłycanie duchowości człowieka zderzają się tu z wartościami, które przetrwały jedynie w niezliczonych zakątkach świata: w górach Tybetu, w amazońskiej dziczy, czy wśród plemion Afryki...

Wydaje mi się, że trzonem i lustrzanym odbiciem tej opowieści są dwie buddyjskie prawdy: istnieje cierpienie, ale też przemijanie zjawisk. Na dłuższym odcinku czasu to pierwsze powodują pieniądze, konsumpcja, złe uczynki i bezrefleksyjne, głupie pojmowanie życia. Jeśli uświadomisz sobie, że to wszystko co posiadasz i w czym odnajdujesz stałość- kariera, majątek, władza, prestiż- stanowi jedynie okruch, po którym  jutro nie będzie nawet śladu... to czy rzeczywiście dasz radę zasnąć spokojnie? Czy nagle zrozumiesz, że być może nie poznałeś nigdy prawdziwego znaczenia słowa szczęście

Świat przemija. Zjawiska przemijają. I ty też przeminiesz. Tak jak choćby najprostszy przykład, który tak często przewija się przez film: cykl dnia i nocy. Bez bólu, dźwięku, pamięci, znaczenia. Jak misterne mandale usypywane w "Samsarze" przez mnichów całymi tygodniami. Widzimy to i wiemy, że wymaga to czasu, precyzji, cierpliwości. Może to kogoś zdziwić, że kiedy skończą- bez żalu oraz cienia wahania rozsypią swoje dzieło... i zaczną od początku. Bo istnieje przepływ, przemijanie, powtarzalność cyklu narodzin, śmierci... a także odrodzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz