5 listopada 2012 r. w wieku 54 lat zmarł Dennis Avner- światu znany bardziej jako Stalking Cat. Dla osób zorientowanych co nieco w świecie tatuażu i modyfikacji ciała była to na pewno postać nietuzinkowa. W młodości pracował jako technik sonaru dla armii Stanów Zjednoczonych. Po zakończeniu kariery wojskowej rozpoczął zaś długoletni proces zmieniania swojego ciała- wszystko po to, by upodobnić się do tygrysa... a konkretnie- tygrysicy. Rodzice Dennisa wywodzili się z indiańskich plemion Lakota oraz Huron. W tradycji Huronów istnieje wiara w fizyczne przeobrażenie człowieka w jego duchowego patrona zwierzęcego lub totem. I tą właśnie drogą przez ponad dwadzieścia lat podążał Avner. Poddając się szeregom skomplikowanych operacji plastycznych, stał się poniekąd pionierem tego typu modyfikacji. Dzięki implantom na twarzy, chirurgicznej zmianie kości policzkowych, warg, nosa, uszu, spiłowaniu zębów, tatuażom pokrywającym całą powierzchnię ciała oraz piercingowi- udało mu się upodobnić do swego totemu. W krótkim czasie stał się jedną z tych osób które znalazły sławę, ale nie bogactwo. Był częstym gościem konwentów tatuatorskich, różnego rodzaju zjazdów "freak'ów", programów telewizyjnych i radiowych- podróżował po wielu krajach jako rodzaj ciekawostki (kilka razy odwiedził również Polskę). Jego bliscy i znajomi wspominają go jako człowieka spokojnego i sympatycznego... czasem równie smutnego, jak i niezwykłego. Kilka tygodni temu zmarł w swoim domu w Nevadzie. Na chwilę obecną nie podano oficjalnie przyczyny jego śmierci, z wielu pobocznych źródeł wynika jednak, że prawdopodobnie popełnił samobójstwo.
Jego odejście w jakiś dziwny sposób mnie zasmuciło. Nie tylko dlatego, że regularnie śledziłem postępy jego transformacji. Był nawet jedną z postaci, które opisałem w mojej pracy magisterskiej na temat roli tatuażu w życiu młodzieży współczesnej. O śmierci Dennisa przeczytałem na jednym z portali informacyjnych. Przybiły mnie maksymalnie komentarze internautów... pełne nienawiści, odrazy i wrogości.
To naturalne, że z jego aparycją budził zapewne zarówno sympatię jak i niechęć- z tym pręgierzem skrajnych emocji przyszło mu podróżować przez całe życie. Nigdy chyba nie zrozumiem, jak można żywić do kogoś tyle jadu tylko dlatego, bo odważnie spełniał swoje marzenia, lub żył według własnych reguł i zasad? Ale to jest chyba takie typowo "polskie"- jeśli ktoś robi coś odmiennego niż wszyscy, jest przez to w jakikolwiek sposób 'inny' ...i co najgorsze- szczęśliwy, nasza recepta na to jest jedna: dobić, zniszczyć, skopać i zmieszać z błotem. Zastanawiam się, skąd to się bierze... i do czego prowadzi?
Jestem miłośnikiem tatuażu, sam posiadam dwa (i na tej ilości zapewne nie poprzestanę)- ale oczywiście nigdy nie zrobiłbym z sobą tego, co Stalking Cat... Mimo tego podziwiam go i szanuję- tak po prostu; poniekąd za odwagę, upór oraz wiarę w sens swoich poczynań. Gdziekolwiek teraz trafił- mam nadzieję, że osiągnął swój cel i jest tym, kim chciał być całe swoje życie- prawdziwym tygrysem. I żyje gdzieś szczęśliwie swoimi pozostałymi ośmioma kocimi żywotami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz