Czas okrutnych cudów jeszcze nie przeminął. Więc nie oszukuj się. Nikt nic nie widzi!
niedziela, 7 października 2012
"Bo ja się umiem bawić bez alkoholu..."
Wczoraj przeżyłem bodajże jedną z najdziwniejszych imprez w moim życiu. Z uwagi na to, że następnego dnia miałem startować w biegu na 10 km (a uwierzcie: ciężko się biega na takie dystanse z bolącą głową) wieczór spędziłem sącząc soki na zmianę z colą. Zero procentów. Ostatni raz coś takiego przydarzyło mi się, kiedy byłem chyba w 2 lub 3 klasie ogólniaka...
Jak wrażenia? Naprawdę dziwnie. Być może dlatego, że z natury jestem dobrym obserwatorem. Bo cóż innego robić, gdy wszyscy wokoło ciebie bawią się świetnie po katalizatorze zwanym "odwagą w płynie"? Więc siedziałem... i rejestrowałem detale. Poniekąd miałem niezły ubaw. Oto na czoło wysunął się prawdziwy Król Parkietu Po Kilku Głębszych. Nieco dalej śmiałe pląsy sadziło następne zagubione dziecko "You can dance". W centrum niepodzielnie rządził zaś bezzębny Pinoczet marki Pinoczet*, który z solidną dawką procentów we krwi oscylował na pograniczu wodzireja-gwiazdy (w negatywnym ujęciu) z domieszką publicznego ekshibicjonizmu.
Puby zawsze były dla mnie interesującym punktem do obserwacji natury człowieka. Sam pracowałem kiedyś za barem przez dobre półtora roku- chyba nie ma lepszego miejsca, które w tak krótkim czasie ujawniałoby charakter oraz prawdziwą twarz ludzi jacy się tam pojawiają. Wiadomo- każdy z nas nosi jakieś maski. Ale pod wpływem alkoholu dzieje się nieraz coś zaskakującego: jedni te maski ściągają- pokazują rzeczywisty obraz siebie... z kolei inni przywdziewają kolejne- takie z dużymi napisami na czole: "Popatrz, jak się świetnie bawię", "Jaki jestem zajebisty", etc.
Myślę, że to smutne, kiedy w dzisiejszym świecie swoje prawdziwe oblicza możemy pokazywać dopiero po wypiciu kilku piw. Wtedy nawet z nakładką "Oficjalny Król Imprezy" ukazuje się wewnętrzna frustracja, kompleksy, zmartwienia. To wszystko widać bardzo wyraźnie. Ucieczka i chęć zapomnienia, jeden moment obojętności na codzienność który nic nie wniesie (oprócz bólu głowy następnego poranka). Dziwnie jest obserwować taki spektakl zupełnie na trzeźwo. Robi mi się wtedy jakoś smutno, i żal... Ale tak to już chyba jest. Wypij z kimś kilka pięćdziesiątek a zobaczysz z kim masz do czynienia.
Przypomniały mi się nagle słowa Pana Wojtka- gościa, który pił regularnie u mnie w lokalu: "Wiesz, alkohol nie rozwiąże Twoich problemów... ale z drugiej strony mleko też".
______________
* Pinoczet marki Pinoczet- określenie wymyślone przez mojego dobrego kumpla Sebastiana S., gdzieś na pograniczu roku 2002. W telegraficznym skrócie oznacza to po prostu nic innego, jak Brzydką Dziewczynę. Ale taką BARDZO brzydką. Taką, gdzie "czasem wina brak" to zbyt mało- i trzeba sięgnąć po denaturat.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz