"Chodź, pokażę Ci drogę
na której leżą martwe żaby.
Chodź, pokażę Ci siebie
bez pozorów i wyobrażeń.
Zdmuchnij ze mnie to brudne światło
tylko nie udawaj, że nie chcesz
że nie chcesz, że nie chcesz..."
na której leżą martwe żaby.
Chodź, pokażę Ci siebie
bez pozorów i wyobrażeń.
Zdmuchnij ze mnie to brudne światło
tylko nie udawaj, że nie chcesz
że nie chcesz, że nie chcesz..."
Życie ceni się głównie za te małe, drobne i ulotne chwile.
Kiedy mamy to niepewne poczucie, że oto dotykamy tego sedna, jakiegoś bliżej
nieokreślonego absolutu- którego nie można zdefiniować, zmierzyć, scharakteryzować za
pomocą powszechnie przyjętych wyznaczników… Jest to coś, co po prostu czujemy
wewnętrznie- intuicją, szóstym zmysłem, czy "trzecim okiem".
Ilekroć ocieram się o takie zjawisko, czuję się jak bohater
własnoręcznie wyreżyserowanego filmu. Widzę siebie jakby obok. Daję sobie
chwilę, by wszystko poobserwować, nazwać to, określić, i nacieszyć się tym.
Pozorną ulotnością, którą dzięki temu już na zawsze zapamiętam i nauczę się
doceniać… Że jednak warto.
Wspaniale jest obudzić się i patrzeć w te Jej mądre, dobre,
kochające brązowe oczy. Nie mieć wątpliwości, rozterek, znaków zapytania. W tym
jednym, ulotnym momencie czuć, że wszystko jest dokładnie tak, jak się zawsze
marzyło. Idealnie po twojej myśli- niczym scenariusz, który piszesz samemu i
wiesz, że właśnie wcielasz go w życie.
Tworzysz od podstaw swój własny świat równoległy- państwo w
państwie, zawieszone w przestrzeni rzeczywistości. Azyl, do którego klucze
dajesz tylko jednej- Tej osobie. Gdzie masz szczerość na wyciągnięcie dłoni.
Nie musisz zakładać masek, niczego udawać- ani przed sobą, ani przed nikim
innym. Nie liczy się przeszłość, bo budujesz to w tej chwili, tu i teraz. Nikt
cię nie rozlicza, nie wypisuje rachunków- bez bombardowania nakazami, zakazami,
oczekiwaniami. Bo raz na milion lat i na milion innych istnień trafi się Ktoś,
kto wie, że wszystko to nie jest zupełnie do niczego potrzebne…
A ty otwierasz wtedy oczy i dostajesz swoją minutę, by
docenić to co cię otacza. Zauważasz, jak zmieniają się definicje słów, których
używałeś bezmyślnie dziesiątki razy. Rutynowe czynności, dawniej powtarzane z
precyzją maszyny nabierają oddzielnego wymiaru. Niedzielna, poranna kawa
zyskuje inny smak. Robisz coś nie dlatego, że musisz, że trzeba, że ktoś prosi…
Bo wszystko przychodzi naturalnie, od siebie, ot tak. Na prztyknięcie palcami.
Nienawidzicie i śmiejecie się z tych samych rzeczy.
Gotujecie razem budyń z bananami o smaku czekoladowym. Zastanawiacie się nad tą
samą piosenką. Pijecie piwo, oglądając w telewizji jak Mamed Khalidov bije w
mordę swojego przeciwnika. I nie ma z tym wszystkim najmniejszego problemu…
...
Na świecie żyje obecnie około 7 miliardów ludzi. Jeśli
będziesz mieć szczęście, nie skrzywdzisz umyślnie zbyt wielu osób, nauczysz się
słuchać, patrzeć i rozumieć- być może i ty spotkasz tego Kogoś: wyjątkowego,
wartego każdych siniaków, ran i blizn. Dla takiej osoby opłaca się przejść z
uśmiechem przez najgorszy poziom piekła. Uwierzcie mi na słowo.
Powyżej- Bruno Schulz, moje małe muzyczne odkrycie miesiąca.
Dla mnie to dowód, że w dzisiejszej muzyce nadal jest coś, co może wprawić
słuchacza w zaskoczenie. Pozytywne, ma się rozumieć :)
Bruno jest genialny. Pierwsze dwa paragrafy odzwierciedlają mój stan, gdy się spełniam. Na resztę mogę tylko czekać.
OdpowiedzUsuńO, cynamonowa znajoma z dA!! :) Świat jest mały. Widzę, że też 'postujesz'? :)
OdpowiedzUsuń