czwartek, 4 czerwca 2015

Życzenia

Jestem pojebany do granic możliwości. Tyle się rozpisuję o tym, jak to bardzo ciśnie mnie "życiówka", że nikogo nie mam, że zerowe perspektywy na założenie rodziny itd. Dziś odwiedziłem D. i O.- sekcję rytmiczną z mojego starego zespołu. Oboje dorobili się pierworodnego, ochajtali się. Egzystują. Są oczywiście szczęśliwi. Mimo potwornego przemęczenia, braku snu, czasu na cokolwiek, co wybiegałoby poza dziecko. 

I kogo ja próbowałem oszukać? Dostałem do potrzymania to małe, urocze stworzenie. Stworzenie, które małymi łapkami niezdarnie próbowało łapać moją brodę. Którego się bałem, i którego totalnie nie rozumiałem. Nie umiem powiedzieć, jak to jest. Czy ta niechęć, strach oraz wewnętrzna blokada mijają, kiedy dorobisz się własnego potomka? Czy ma tak każdy? Czy być może niektórzy po prostu nie są stworzeni do dawania życia i czerpania z tego faktu radości?

O. miała dziś urodziny. Życzyłem jej 100 lat tłustych groove'ów na perkusji. Wymarzonego VW "Ogórka". Podróży. Miłości i szczęścia. Oraz tony hajsu. 

Jebane życzenia. Te kilka wyświechtanych fraz, które dostajemy za każdym razem, kiedy metryka przeskakuje o kolejne oczko. Po raz pierwszy w życiu uświadomiłem sobie, jak bardzo jest to głupie, podłe i zakrzywione. Że życzymy komuś czegoś, co prawdopodobnie nigdy się nie spełni. Zawsze.

Jaki miały sens moje życzenia? Kiedy dziecko wymaga od nich poświęcenia każdego jednego momentu. Rezygnacji z tego, co się lubi. Z zainteresowań, pasji. Z przyjaźni. Dobrze wiem, że O. już nigdy nie zasiądzie za perkusją. Nie kupi starego, wymagającego renowacji "Ogórka". Bo będą inne wydatki. Nie wsiądzie w pociąg i nie wyjedzie ot tak, bo chce. Być może miłość, która teraz jest tak mocna- również kiedyś się wypali. A hajs z pewnością nie będzie się zgadzał. 

Częstujemy innych namiastką tego, czego i tak nie dotkną. Iluzją życia, jakiego nie doświadczą. Niespełnionych nadziei, marzeń, pragnień. Wstyd mi za siebie. I za nas wszystkich. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz