Dzisiejszy dzień to rocznica śmierci Jana Pawła II- którego wiele osób uznaje za "świętego" i autorytet przez tzw. duże "A". Od razu chciałem wyjaśnić, że piszę tego posta jako człowiek stojący mocno na bakier z wiarą. Moją intencją nie jest jednak obrażanie czyichś uczuć religijnych, ani tym bardziej umniejszanie wielkości postaci, jaką JP II niewątpliwie był… Jak zwykle: zwracam jedynie uwagę na tzw. "drugą (mniej popularną) stronę medalu"- a co już z tym zrobicie, to po prostu Wasza sprawa.
W przypadku papieża zawsze bawił mnie sposób, w jaki media oscylowały sloganami wokół niego. Bo przecież czytaliśmy o nim: "Ojciec polskiej demokracji" (więc proszę: wymień, co KONKRETNIE zrobił, by rzeczywiście ten ustrój wprowadzić..?); "Głos pokolenia- generacji JP II"… ("pokolenia", którego 97% nie widziało na oczy nawet jednej jego encykliki); "szerzył zrozumienie, dobro"… Dobro- no tak, zwłaszcza jak np. podczas pielgrzymki po krajach afrykańskich (w których ¾ społeczeństwa umiera z powodu biedy, głodu i AIDS) kiedy głosił, że używanie prezerwatyw to grzech. Rzeczywiście: większym dobrem jest spłodzenie 11-orga dzieci, które nigdy nie zaznają nawet odrobiny szczęścia- bo albo zostaną pokonane przez głód i ubóstwo, albo toczący je od wewnątrz wirus HIV. To jest dopiero mądre, prawe i odpowiedzialne...
Oczywiście- bardzo tu wszystko upraszczam. Bo niewątpliwie JP II był wyjątkowy, i w kierunku budowania mostów i porozumień zrobił więcej, niż wszyscy jego poprzednicy do tej pory razem wzięci… Jednak w momencie, gdy od wszystkich wymagamy pełnej odpowiedzialności za słowa, czyny, gesty- nie stosowałbym wybiórczo taryfy ulgowej, i nie wrzeszczał bezmyślnie "Santo subito!". Bo medal jak każdy- zawsze ma dwie strony.
Wiele naszych poglądów to tak naprawdę sztucznie sterowany, kreowany obraz- podawany jako papka przez media. Niewygodne odrzucamy. Klasyczne, podręcznikowe wyparcie- bo łatwiej nam uwierzyć, niż pomyśleć. Lub spróbować spojrzeć na sprawę z innej perspektywy. A być może warto, dla samej wiedzy...? Idąc za słowami Timothy Leary’ego: "Think for yourself. Question authority".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz