Ten weekend spędziłem w Olsztynie- cóż, to był ostatni
"oficjalny" zjazd na moich studiach. Teraz pozostał mi jeszcze jeden egzamin do
zaliczenia, dopisanie reszty pracy magisterskiej… i to już właściwie koniec. Potem
tylko obrona. Szperałem sobie wczoraj na kompie w folderach ze studiów, i znalazłem moją starą
fotę z Kotrowiady- jeszcze z okresu licencjatu. I jak zwykle- wzięło mnie na
refleksje…
Te pięć lat to był naprawdę zwariowany wycinek mojego życia.
Wiele osób nie kryło zdziwienia, że chce mi się tak kursować średnio co dwa tygodnie
na linii Warszawa- Olsztyn… Ale dla mnie każdy jeden wyjazd to jak kolejna,
dobra przygoda. Poniekąd odskocznia- od rutyny, problemów, zmartwień. Taka mała
forma wyzwolenia i dopuszczenia do głosu części mojej osobowości, na którą nie
ma zbytnio miejsca w harmonogramie codzienności. Zwalniałem bieg, uspokajałem myśli, odpoczywałem wewnętrznie (mimo zajęć, egzaminów, zaliczeń).
Z drugiej strony te wyjazdy to również magia ludzi. Bo
trafiłem tam na ekipę, o jakiej można tylko było marzyć. Zwłaszcza w kontekście
trzech lat licencjatu. Czasem, jak sobie pomyślę o wszystkich tych głupotach,
które się razem wyczyniało… Wspólna kąpiel na "waleta" na plaży miejskiej we
wrześniu, imprezy balkonowe, Kortowiady, rozmowy do późna w nocy, wielokrotna i intensywna konsumpcja napojów procentowych
przed/w trakcie/po zajęciach… Można by wyliczać w nieskończoność. Z moją najlepszą ziomalką z grupy żartowaliśmy
sobie, że jesteśmy jak Slash i Duff z Guns’n Roses- średnio pamiętamy
wydarzenia między 2007 a
2012 rokiem, i niekiedy trzeba chwili by dojść, co miało miejsce, gdzie i kiedy. W sumie tylko my potrafiliśmy przyjść kompletnie nawaleni na zajęcia… i jako
jedyni dostać piątki za aktywność na ćwiczeniach oraz trafne wypowiedzi :)
Niekiedy klęło się ostro na wykładowców, system organizacji uniwersytetu, bezsensowne zajęcia... Koniec końców- całe moje studia to był jednak piękny czas. Mam nadzieję, że nigdy nie wyrosnę z
tego rodzaju spontaniczności, otwartości i wyzwolenia, jakie reprezentowałem
przez te pięć wspaniałych latek…