sobota, 31 października 2015

Setralina II

Kolejny miesiąc na L4. Zwiększyłem dawkę leku. Ogólnie mój organizm przyswoił go zadziwiająco dobrze. Nie pojawiły się żadne skutki uboczne. Nie miałem też "charakterystycznego" (podobno) w takich przypadkach, początkowego "zjazdu w dół". Mimo wszystko, pierwsze trzy tygodnie właściwie przeleżałem w łóżku. Wychodziłem jedynie po zakupy, lub by załatwić coś faktycznie nie cierpiącego zwłoki. 

Przełom nastąpił dopiero niedawno. Zacząłem regularnie medytować, sukcesywnie zwiększałem też dawki leku. Pewnego dnia po prostu obudziłem się i poczułem, że jest jakoś "inaczej". Nie są to być może spektakularne zmiany- nie fruwam w obłokach z uśmiechem od ucha do ucha, nie grzeszę kreatywnością, nie wprowadziłem zmian życiowych, które skierowałyby mnie na fenomenalny sukces. Na pewno jestem za to o wiele spokojniejszy, nie mam też już czarnych myśli. Ogólnie wszystko wydaje się być nieco bardziej optymistyczne niż wcześniej. Bardzo cieszę się z tego powrotu do medytacji. Praktykuję codziennie. Pijam zioła, staram się jeść zdrowo. Żadnego palenia, żadnego alkoholu (nic na "P"). Sporo też czytam, głównie rzeczy z gatunku "Spirit science". 

Poza tym zaczęło do mnie powoli docierać kilka rzeczy. Świadomość bezsensu tego, jak wyniszczyłem się pracą i zaangażowaniem w tą pieprzoną korporację. Jak bardzo polityka i filozofia firmy zeżarła mi mózg. Tak mocno, że naprawdę uwierzyłem, że jest to pożyteczne, przydatne, warte wyrzeczeń. Ten policzek otrzeźwienia, gdy mój psychiatra zapytał mnie z ironią: "Naprawdę uwierzył Pan, że urodził się po to, by być people managerem w tej firmie?". Wow. 

Czuję poniekąd też, że chyba wypalił się sens mojego mieszkania tu w Warszawie. Nie sądzę, że wrócę do obecnej pracy. Nie mam tu żadnej dziewczyny, i ciężko tu tak naprawdę kogoś poznać. W mieszkaniu w którym jestem teraz jest ok, ale z chłopakami raczej nie będziemy "kraść koni". Przyjaciele się wykruszyli. Jest tu wprawdzie kilka osób, na których bardzo mi zależy... ale nawet z nimi kontakt bywa sporadyczny. No tak tu się żyje niestety, wiem to i rozumiem. I serio... dawno już tak nie miałem, ale nawet kiedy ruszam w miasto... rzygać mi się chce. 

W takie dni jak te, wkurzam się trochę na siebie. Straciłem przez tą depresję ten swój "wewnętrzny głos", który zawsze nadawał mi określony kierunek. Próbuję się w niego wsłuchiwać, ale on uparcie milczy. Wiem jedynie, że tracę tu czas, że coś robię źle. Ale nie potrafię jeszcze znaleźć dobrej odpowiedzi.


czwartek, 1 października 2015

Setralina

Jestem właśnie po pierwszej tabletce Zotralu. Właściwie po połowie tabletki. Połówka codziennie rano przez pierwsze siedem dni. Potem już jedna cała, przez następne czternaście. Jeśli pojawią się skutki uboczne ("zawroty i bóle głowy, biegunka, nudności, zaburzenia potencji, ciężka wysypka, krwotoki, obrzęki, skurcze mięśni, bezsenność/nadmierna senność, koszmary, pęcherze skórne, problemy z widzeniem (...)"- mogę wymieniać w nieskończoność)- należy zmienić lek. Jeśli nie- zwiększamy dawkę do 1,5 tabletki dziennie. 

Mój psychiatra zdiagnozował u mnie depresję, połączoną z wypaleniem. Za długo na pełnych obrotach. Kabelki się poprzepalały. Po rozstaniu z M. stałem się pracoholikiem. Na początku spoko, bo dzięki temu nie miałem czasu na zadręczanie się myśleniem o tym. Istniała praca, siłownia i bieganie, dom. Dzień w dzień. Najzabawniejsze jest to, że można tak oszukiwać organizm przez bardzo długo. Są przecież izotoniki, napoje energetyczne. Jest kawa, yerba mate. Tak czy siak, w końcu organizm sam znajdzie sposób by cię wyłączyć. Ja zacząłem najpierw zapominać. Detale, szczegóły. Potem już większe rzeczy. Bywało, że rozmawiałem z kimś- a następnego dnia nie kojarzyłem tego faktu w najmniejszym stopniu. Te zdziwione miny: Przecież byłeś tu obok, gadaliśmy, powiedziałeś to i to. Zwykle kiedy ktoś zasypuje cię detalami- klapka się otwiera, przypominasz sobie. Ja nic. Po jakimś czasie pojawiły się kłopoty z obliczaniem, zapamiętywaniem spraw które ktoś tłumaczył mi na bieżąco. Aż w końcu przyszedł dzień, kiedy pojechałem po pracy do domu- wsiadłem w tramwaj... i obudziłem się następnego dnia w domu, nic nie pamiętając z podróży, ani czasu spędzonego przed położeniem się spać. 

Do tego- klasycznie: brak motywacji, poczucia sensu, apatia, problemy ze snem, stałe uczucie zmęczenia. Nawet czarne myśli. I brak możliwości odczuwania. Czegokolwiek. Miłości, strachu, współczucia, radości. Wszystko staje się po prostu nijakie i szare. Czy tu jesteś, czy cię nie ma- właściwie bez znaczenia. To tak, jakbyś wykasował swojemu komputerowi najważniejsze pliki. Da się włączyć. Da się zagrać w "Sapera". Ale żeby coś więcej? Tu już nie bardzo. 

Uświadomiłem sobie, że stałem się kimś zupełnie obcym, dla siebie samego. Jest wyraźna różnica: ja sprzed roku vs. ja obecnie. Zresztą jakie JA? Nawet nie wiem kiedy obok mnie pojawiła się jakaś "czarna dziura": wyssała moją energię, osobowość, marzenia, plany, poczucie sensu, wrażliwość, wszystko w co wierzyłem i kim byłem. Nic z tego nie zostało. Jedynie pusta skorupa, opakowanie w którym jem, chodzę, śpię. Jestem teraz na miesięcznym L4. Wydawało mi się, że być może wolne od pracy przywróci mnie na właściwe tory- ale nic takiego się nie wydarzyło. Muszę więc zaufać farmakologii. Tak bardzo chciałbym wrócić do stanu sprzed roku. Odzyskać siebie. Moje życie, ludzi, uczucia, marzenia, plany. Moje piosenki i zdolności. Tak więc dziś zaczyna się przygoda w świecie Setraliny. Oby to cholerstwo naprawdę pomogło.