Tytuł posta bynajmniej nie przypadkowy: oto wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Czas spełnienia marzeń, wyczekiwania, cudownej, rodzinnej atmosfery, zgody, ciepła, a nawet pojednania- gdy wszelkie spory, zwady zanikają i łamiemy się opłatkiem. Tak przynajmniej wygląda to na filmach, natomiast w życiu codziennym- cóż, nie zawsze…
Tutaj chciałbym prosić o uwagę, zanim przeczytacie następny akapit: jeśli nie macie ukończonych 18 lat- wyłączcie tą stronę i pod żadnym pozorem nie czytajcie dalej. Już? No więc jedziemy…
Mam taką teorię, że cała ta świąteczna atmosfera pryska bezpowrotnie w diabły wraz z odkryciem pewnego faktu: Święty, czerwony grubas Mikołajem potocznie zwanym NIE ISTNIEJE, i co więcej- prezenty podkładają rodzice. (…ostrzegałem? ). Od tego momentu to już jest równia pochyła.
Wydaje mi się, że święta to obecnie kolejny masowy produkt kapitalizmu i nagonki społecznej. (Obywatelu) "spraw, by były niezapomniane. Przygotuj dwanaście potraw. Na bogato. Kup, kup, KUP dużo prezentów- im więcej, im będą droższe- tym bardziej udowodnisz, jak mocno kochasz swoich bliskich. Nie masz pieniędzy? Weź kredyt, zastaw się, a postaw się!". I tak dalej.
Idealny przykład prawdziwej "świątecznej atmosfery" łatwo można odnaleźć w supermarketach oraz dużych centrach handlowych. Polecam to gorąco. Pogoń za prezentami, długie godziny w kolejkach, przepychanie się między ludźmi (którzy w jakiś dziwny sposób zawsze blokują nam przejście), bluzgi, pretensje, reklamacje i ogólne kłębowisko nerwów.
To wszystko spada w dół: jeszcze chwila, a wybuchnie… Zagonieni i zewsząd bombardowani tą wigilijną propagandą zapominamy o tym, gdzie naprawdę może tkwić prawdziwe sedno magii Świąt. Przydałoby się wysadzić te cholerne billboardy w powietrze, skasować jakoś reklamy, przebić opony w ciężarówce Coca- Coli, wysłać w kosmos Kevina, i na do widzenia puścić mu nieśmiertelne "Last Christmas" równie nieśmiertelnego Dżordża Majkela.
Z obserwacji i własnych doświadczeń widzę, że Święta mogą być naprawdę stresogennym i mocno wykańczającym epizodem. Idąc gdzieś za Markiem Twainem: "Często myślę, jaka szkoda, że Noe wraz z całą swą kompanią nie spóźnił się na Arkę".
Mimo wszystko: życzę Wam wszystkim spokojniejszych, bardziej rodzinnych, i naprawdę kojących, radosnych Świąt. Nie dajcie się nagonce i masowej głupocie.